Uwielbiam mąkę gryczaną. Za kaszą gryczaną paloną nie przepadam, niepaloną lubię, ale mąka jest jednym z moich ulubionych składników w kuchni. Trudno to kupić, w zwykłych sklepach praktycznie nie ma, Tomasz ze sklepu ze zdrową żywnością w Zbąszynku odgraża się, że może nie będzie już jej miał w sprzedaży – byłaby wielka szkoda! Chyba że zacznę siać grykę i mielić...
Z mąki gryczanej (zwykle zmieszanej z pszenną) wychodzą doskonałe muffiny (np. z rodzynkami), ale chyba najwspanialsze są wszelkie gryczane bliny i naleśniki. Niedawno właśnie takie były na obiad. Robi się je właściwie tak jak zwykłe naleśniki. Tyle że mają łagodny gryczany posmak, który nadaje im charakteru. I dużo więcej dobra w postaci witamin i minerałów, na przykład żelaza.
Potrzebne są dwie szklanki mleka albo szklanka mleka i szklanka wody (tak ja robię), albo sama woda, albo mleko ryżowe czy sojowe... Do tego wbijamy jajo, koniecznie od kury oglądającej słońce i grzebiącej w ziemi, jak ma być klatkowe, to lepiej wcale. I teraz dodajemy mąkę – w sumie kilka czubatych łyżek, jeśli damy samą gryczaną, będą bardziej charakterne, jeśli zmieszamy z pszenną, łagodniejsze i bardziej tradycyjne. Pół łyżeczki sody, niekoniecznie, ale to dobrze naleśnikom robi. Szczypta soli (byle nie drogowej), 2-3 łyżki oliwy... Miksujemy do konsystencji gęstej śmietany, czyli do konsystencji ciasta na naleśniki. Smażymy na patelni posmarowanej delikatnie sklarowanym masłem albo innym tłuszczem.
My zjedliśmy z farszem pieczarkowym, a na koniec z owocami. Dziecię tylko z owocami, a dokładniej z powidłami śliwkowymi z roku 2009 (to był dobry rok na śliwki), które to powidła budzą w nim jakiegoś dzikiego powidłowego potwora z palcem wyciągniętym w kierunku słoika, powtarzającego coraz natarczywiej am, am, am, am, aaaam!!!
oj znam ja te potwory dżemowe, oj znam :)
OdpowiedzUsuńSynu Twój jaki skupiony, rewelacja :)
Z gryczaną jeszcze nie próbowałam, zapowiada się pysznie!
Właśnie tego szukałam! Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuń