czwartek, 26 grudnia 2013

* * * (kiedy pasterze odeszli)

kiedy pasterze odeszli i zabrali zwierzęta
gorące mięsem i mlekiem matka i dziecko zasnęli
na sianie w kącie stajni czekałem na anioła
lecz przyszedł tylko pies czarny płonący smolistą sierścią
i patrzył na mnie czujnie a czym jutro nakarmisz
pustkę? którą drogą ciemną powiedziesz gwiazdę?

królowie poszli dalej śnieg zasypał wielbłądy
więc prowadź przyjacielu biegnij przodem aż znajdziesz
ślad na wilgotnej trawie na piasku i jeszcze niżej
wyryty ogniem na skałach i wodach o świcie
zgaśnie iskra nad głową dziecka niech się zbudzi
pustka

prowadź ją głodną w dół w ciemność prowadź prowadź



2009

środa, 25 grudnia 2013

Katoliczka za prawem do aborcji

Jestem katoliczką i jestem za prawem kobiet do bezpiecznej i legalnej aborcji. I piszę to w Boże Narodzenie, które doszło do skutku, bo Maryja powiedziała "tak, urodzę". 

Maryja miała wybór. Mogło być przecież tak, że nikt by Jej nie zapytał o zdanie. Kobieta ma rodzić i koniec, w stajni na sianie, między zwierzętami - taki jej los i przeznaczenie, do tego służy, prawda? A jednak i Ona mogła zdecydować. Była podmiotem. Dostała wsparcie od Boga i od swojego partnera. I wybrała. 

Kobiety zawsze usuwały ciąże. Odkąd staliśmy się ludźmi (zresztą zwierzęta również usuwają). I zawsze będą to robić. Pytanie, w jakich warunkach i na jaką skalę. Restrykcyjna ustawa antyaborcyjna nie zmienia liczby przeprowadzanych aborcji. Nie zmniejsza się skala zjawiska, aborcje nadal są wykonywane. Zmieniają się tylko warunki, na jakich i w jakich kobietom przychodzi to robić. Czy w szpitalu, czy w piwnicy, czy pod opieką, czy opuszczona przez wszystkich. Czy bezpieczeństwo uzależnione jest tu od pieniędzy, czy nie jest. Czy jest kontrola nad tym zjawiskiem, czy jest poza wszelką kontrolą.

Oczywiście, wielu jest takich, którzy powiedzą "zabija swoje dziecko, więc niech się wykrwawia, niech płaci, niech zdycha suka". Chrześcijanie, przemyślcie swoje chrześcijaństwo. 

Można powiedzieć - przecież ludzie od zawsze zabijają, kradną i gwałcą, to może uświęcimy prawem również zabijanie, kradzieże i gwałty? To nie takie proste. Nie wszystko, co uważamy za złe, powinno być zakazane, nie zawsze zakaz jest najlepszą drogą. Zły może być też alkohol, a wiemy, do czego prowadzi prohibicja. Jestem wegetarianką, a jednak nie uważam, że należy natychmiast zakazać rzeźni i sprzedawania mięsa. Katolicy uważają za zło rozwody, seks przed ślubem i niechodzenie do kościoła - będziemy wsadzać za to do więzienia? To, czy zarodek jest człowiekiem, nie jest etycznie i filozoficznie jednoznaczne. Dla kogoś jest, dla kogoś nie jest. Dla mnie wszystkie moje ciąże od początku były "dziećmi" i tak to widzi wiele kobiet, niezależnie od światopoglądu, również ateistek. Ale w społeczeństwie mocno różnimy się w tej kwestii. Sprawa jest bardzo delikatna. Zależy również od odczuć samej ciężarnej kobiety.

Aborcja zawsze stanowi dramat i tym na zawsze pozostanie. Z tego właśnie względu, jeśli projekt, który właśnie został Państwu przedłożony, bierze pod uwagę stan faktyczny, jeśli dopuszcza on możliwość przerwania ciąży, to w takim celu, by sprawować nad tą praktyką kontrolę i - o ile to możliwe - odradzać kobietom dokonywanie aborcji - mówiła w 1974 r. Simone Veil, francuska minister zdrowia, przedstawiając swój projekt ustawy przed Zgromadzeniem Narodowym. Nie można formalnie odradzać czegoś, co jest zakazane i karalne.

Chodzi o godność kobiet. 
Chodzi o wybór, o podmiotowość. 
Chodzi o bezpieczeństwo - zdrowie i życie kobiet.

Tak, to drugie życie jest ważne. Życie zarodka, życie dziecka. Ale to też są ważne wartości. Również z chrześcijańskiego punktu widzenia. Nie można ich zlekceważyć, uznać za niższe, nieważne. 

Zamiast zakazywać, lepiej regulować. Dbać o standardy. Ważna jest edukacja seksualna, wszechstronna, zarówno ta "abstynencka", jak i "biologiczna", prowadzona powszechnie, rzetelnie i bez ściemy. Antykoncepcja - kolejny trudny temat, ale wiedza o zapobieganiu ciąży - czy to za pomocą metod naturalnych, czy innych - to podstawa zapobiegania aborcji. Większość społeczeństwa nie ma zresztą zielonego pojęcia o metodach naturalnych, liczba mitów na ten temat jest niebotyczna, również wśród wykształconych ludzi. Opieka nad kobietami w ciąży i w ogóle parami/rodzinami w ciąży (bo czasem aborcji chce facet), wsparcie materialne, psychologiczne, wszelkie. Ludzkie warunki porodu. Opieka nad kobietami po porodzie, wsparcie psychologiczne, materialne, wszelkie, również dla kobiet, które chcą dziecko oddać. Likwidacja domów dziecka, adopcja, która wciąż jest tabu i marginesem, a od katolików częściej słyszy się, komu dzieci nie dawać do adopcji, niż jak realnie zwiększyć jej znaczenie. 

To wszystko nie zlikwiduje całkowicie aborcji, ale zmniejszy ich liczbę. Zakaz nie zmniejsza liczby. Zmniejsza kontrolę, bezpieczeństwo, a zwiększa poziom hipokryzji.

Chodzi o to, żeby każda kobieta mogła powiedzieć - tak, urodzę. Nie dlatego, że inna decyzja czyni mnie przestępczynią, naraża na utratę zdrowia, a nawet życia. Nie dlatego, że ktoś zadecydował za mnie, nie dlatego, że muszę. Dlatego, że mogę, że chcę, bo tak świadomie i legalnie wybrałam. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Pewnej nocy przed Wigilią...

Wyobraźcie sobie szare blokowisko, bez drzew, trawników, ławeczek, alejek, placów zabaw, za to z mnóstwem podejrzanych ciemnych przejść, przewróconych śmietników, cuchnących kałuż i kawałków gruzu. Jest druga w nocy. Teraz wyobraźcie sobie jeden z najbardzej ponurych bloków na tym osiedlu, wysoki, kilkunastopiętrowy wieżowiec, odrapaną, złowrogą bryłę, w środku jeszcze brzydszą niż na zewnątrz. Wyobraźcie sobie plątaninę korytarzy, których nikt nie sprząta, ściany z odchodzącym tynkiem, zabazgrane i poznaczone śladami ciężkich butów. Jeśli jeszcze macie ochotę sobie cokolwiek wyobrażać, pomyście o najciemniejszym, najbrzydszym, najbardziej cuchnącym zaułku w tej plątaninie, o przejściu między korytarzem a schodami na piątym piętrze, zarzuconym stertą ulotek, butelkami, petami i łupinami słonecznika. Właśnie to miejsce pewnej nocy wybrał sobie diabeł. A była to noc tuż przed Wigilią, kiedy ciemne moce wyjątkowo chętnie przechadzają się po świecie.

Diabeł nie musiał oczywiście korzystać ze schodów ani windy, nie musiał przemykać się między blokami, nie musiał oglądać się, czy nie idzie za nim grupka zakapturzonych typów z pałkami bejsbolowymi w rękach, nie musiał też uważać, żeby nie potknąć się o leżącego na trawniku pijaczka. Po prostu pojawił się w najciemniejszym, najbrudniejszym zaułku korytarza w najbrzydszym, najbardziej odrapanym bloku na najbardziej ponurym i podejrzanym osiedlu w mieście. Pstryk – i już był. W jednej ręce miał wiadro smoły, a w drugiej – wiadro siarki. I zabrał się do dzieła.

Nie był jednak bezpieczny. Jego śladami od dawna podążał jeden z wytrwalszych anielskich detektywów, tropiciel i łowca, zawsze czujny, bezwzględny i od wieków tak samo skuteczny, z ognistym mieczem drgającym w gotowości w pochwie. Nigdy nie zlekceważył żadnej wskazówki, nie opuścił żadnego śladu, z uwagą przeglądał ludzkie myśli, sny, analizował zamiary i dzieła, szczególnie zwracając uwagę na pobudki i inspiracje. Diabeł zostawiał wiele śladów, czasem nawet zbyt wiele, łatwo było się w nich poplątać, zagubić, pomylić dobro ze złem czy piękno z brzydotą. Ale wytrawne oko anielskiego detektywa odróżniało diabelskie wytwory bez trudu. Od kilku dni był na tropie. Diabeł wiedział o tym i dlatego tak się spieszył. O czwartej nad ranem prawie skończył. Spojrzał na puste wiadra po smole i siarce, a potem na swoje dzieła. Był zadowolony. Miejsce okazało się idealne. Nad głową, piętro wyżej usłyszał dźwięk budzika – ktoś wstawał do pracy. Wkrótce ludzie obudzą się, a wtedy...

Nagle usłyszał odgłos kroków. Początkowo pomyślał, że to jakiś człowiek wyszedł już z mieszkania (dlaczego oni tak wcześnie wstają?), zmartwił się nawet trochę, że jego dzieła jeszcze dobrze nie ostygły, a już będą musiały mierzyć się z zadaniami, jakie chciał przed nimi postawić. Ale krokom towarzyszyło coś jeszcze, coś, co sprawiło, że diabeł – jeśli to w ogóle możliwe – dostał gęsiej skórki. I zaczął się pocić.
Lekki szum anielskich skrzydeł.

Diabeł zaklął brzydko, bardzo brzydko, tak jak tylko diabły potrafią. Zerwał z grzbietu kawałek brudnej szmaty, pozbierał do niej to, co stworzył, zawinął, złapał wiadra i rzucił się do ucieczki, bo szum przeszedł w huk, a w głowie zagrzmiał mu przeraźliwy głos trąb. Niestety, zapomniał, że na czas pracy stał się realny, materialny, tracąc tym samym zdolność przenikania przez ściany i z całej siły wyrżnął głową o drzwi przeciwpożarowe – oczywiście zamknięte na solidną kłódkę (klucz u dozorcy na parterze). Skoczył w górę, tym razem rozbijając sobie głowę o licznik gazu i rozsypując zawartość zawiniątka. Za sobą czuł piekące gorąco, widział światło, złote światło bijące z postaci, która stała tuż za nim z uniesionym ognistym mieczem, odcinając mu drogę ucieczki. W końcu zaklął jeszcze raz, tak okropnie, że jedyna szyba w korytarzu jęknęła i pękła – i zniknął.

Teraz anioł miał ochotę zakląć, ale nie zrobił tego, bo był aniołem. Rozejrzał się po okopconych ścianach, wciągnął w złociste nozdrza zapach spalenizny i skrzywił się lekko. Nagle usłyszał popiskiwanie – na ziemi pod jego stopami z brudnej szmaty wygrzebywały się małe kulki, czarne jak smoła, miejscami znaczone żółtymi siarkowymi smugami. Uniósł miecz... i opuścił go. Diabliki – a było ich sześć – patrzyły na niego czerwonymi, jarzącymi się ślepiami, w których nie było nic prócz mieszaniny ufności z lękiem. Nieporadnie rozpełzły się po korytarzu. Jeden z nich wygiął się w łuk i zrobił maleńką, ale cuchnącą kupę.

- No i co ja mam z wami zrobić? - powiedział anioł łagodnie. - Przecież nie wolno zabijać niewinnych stworzeń. A wy jesteście niewinne, chociaż stworzył was ten, od którego biorą się wszystkie winy.

Wyciągnął szlachetną, białą dłoń w kierunku jednego z diablików. Mały przytulił się, zapiszczał, a potem z całej siły wbił się w nią ostrymi jak igły ząbkami. Po czym odskoczył i uciekł w kąt. Anioł pokręcił głową i westchnął.

- Nie można was tak zostawić – powiedział. - Narobicie wiele złego. Przynajmniej w tej postaci.

Anioł-detektyw podjął decyzję. Ostrożnie, starając się unikać ostrych ząbków, wziął każdą ze smolisto-siarkowych kulek na ręce i chuchnął na nią. Na koniec pstryknął palcami. W korytarzu na chwilę zrobiło się jasno i ciepło, zapachniało mlekiem. Po chwili światło zniknęło, zapach mleka rozpłynął się w powietrzu. Zniknęła także potężna, złocista postać. Po podłodze pełzało sześć małych, kudłatych, czarno-podpalanych piesków. Po chwili przytuliły się do siebie, zbiły ciasno w jedną kupkę i tylko popiskiwały cicho. Diabelsko-anielskie dzieła czekały na swój przyszły los.

Opowieść napisana w 2008 na faktach autentycznych, które miały miejsce tuż przed Wigilią 2005 w bloku na os. Chrobrego w Poznaniu. Jedno z diabelskich stworzeń o imieniu Wika mieszka z nami do dziś i przed chwilą domagało się wypuszczenia na dwór. Zarówno diabelskie, jak i anielskie cechy wciąż dają się zauważyć.

2005/2006, fot. Kinga Michałowska

luty 2006, fot. Elżbieta Orhon-Lerczak

2007

2008

2010

2012

2013

czwartek, 12 grudnia 2013

Zabić szczura...?

"Jedne kochasz, inne zabijasz..." - mówi jedno z prozwierzęcych haseł. Kochamy psy, koty, chomiki, chociaż też nie wszędzie i nie wszystkie. Ale generalnie mają one coraz więcej praw, nie wolno ich zabijać, okrutnie traktować, te bezdomne żyją w schroniskach, różne fundacje i dobrzy ludzie szukają im domów, podpisują umowy adopcyjne z przyszłymi właścicielami, na których ciąży coraz większa odpowiedzialność za los zwierząt. I dobrze. Przybywa wegetarian i wegan, którzy nie chcą przyczyniać się do śmierci i cierpienia świń, krów i kur, ani bezpośrednio, przez spożywanie ich mięsa, ani pośrednio - produkcja jaj i nabiału, zwłaszcza ta przemysłowa, to też ogrom okrucieństwa i śmierci. I zawsze znajdzie się jakiś walczący mięsożerca, który złośliwie zapyta - a komary zabijasz? A odpowiedź zwykle brzmi - nie sprowadzajmy wszystkiego do absurdu.

Tyle że to nie jest absurd, cierpienie i śmierć nie jest absurdem, nawet jeśli dotyczy komarów, kleszczy, wszy, karaluchów, wołków zbożowych, ale też tak podobnych do nas zwierząt, jak myszy i szczury. Czy to znaczy - nie zabijać, nie tępić "szkodników", dać się zeżreć razem z kośćmi i butami? Nie, to nie znaczy. Ale nasze człowieczeństwo zobowiązuje nas co najmniej do jednego. Do refleksji, zastanowienia, rozważenia. Czy to naprawdę konieczne? Czy nie da się inaczej?

* * *

W zeszłym roku mieliśmy w kurniku inwazję myszy. Bywało, że z nieszczelnego pojemnika na ziarno uwalniałam ich 25! Nie robiliśmy nic. Przyszła wiosna, myszy w większości się wyniosły. Pewnie, było trochę szkód. Ale kilogram ziarna kosztuje niecałą złotówkę. To nie są ogromne straty, na które nie możemy sobie pozwolić. Stoją żywołapki, jak się mysz złapie, to wynosimy na pola, ale pewnie szybko wracają.

Ale jesienią w kącie pojawiła się nieco większa nora i nieco większe odchody. Podejrzewaliśmy, co to za stwór, choć do tej pory nigdy nie przyłapaliśmy go osobiście. A kilka dni temu poświeciłam wieczorem latarką na dziurę i zobaczyłam znikający w niej długi, ciemny, łysy ogon. I nie był to mysi ogonek. Zgasiłam latarkę, postałam chwilę nieruchomo, po czym zaświeciłam znowu. Szczur siedział koło nory, szary, niezbyt duży, bardzo ładny. Spojrzał w oślepiające światło, po czym powoli schował się w dziurze.

Próbowaliśmy przypomnieć sobie jakąś książkę czy film, gdzie szczury opisane byłyby jakoś pozytywnie. Poza "Zadziwiającym Maurycym..." i jeszcze paroma wątkami w innych książkach Pratchetta, nic jakoś nie przychodziło nam do głowy (chociaż na pewno coś jest). No, może jeszcze Shrek, gdzie występują jako smakowite danie. Generalnie szczury przedstawiane są jako te złe, przerażające. Roznoszą dżumę, pożerają żywcem ludzi, a już na pewno trupy. W typowym scenariuszu najpierw zjadają zamordowaną ofiarę ukrytą w studni, a potem dobierają się do mordercy. Biegają po kanałach, wysypiskach, są brudne i śmierdzą. Jednocześnie mówi się o ich niesamowitej, ludzkiej niemal inteligencji, strukturze społecznej, współpracy. Tak, szczury są ludzkie i może dlatego są tak znienawidzone.

Wyjątkiem są chyba jeszcze Indie i świątynia Karni Mata.


Mój brat miał kiedyś szczura, takiego łaciatego, udomowionego. Bardzo był sympatyczny i mądry, chociaż słowniki polsko-angielskie, na których lubił siedzieć między swoimi wspinaczkami po regałach, do tej pory śmierdzą szczurzym moczem... Ale to są dzikie szczury. Pewnie jeszcze inteligentniejsze. Każdy gospodarz wie, że szczury to szkody - straty w ziarnie (tym razem trzymamy je w szczelnych pojemnikach), kopanie nor... Podobno w niektórych sytuacjach mogą też atakować zwierzęta - pewnie jak są głodne. Oczywiście jeden czy dwa szczury to nie problem, ale co, jeśli się rozmnożą i będzie ich kilkadziesiąt? A może nie? Jest kot u sąsiada, który latem jednego szczura złapał, są przecież kuny...

Nasza domowa szczurka, zdjęcie z Wielkanocy 2007

Kolejnego wieczoru znów poświeciłam latarką na szczurzą norę. Przez chwilę nic nie było widać, potem wysunął się spiczasty, ciemny pyszczek, nos i wąsiki... dalej oczka jak czarne koraliki... szczur patrzył przez chwilę, ale nic nie widział, oślepiony latarką. Zgasiłam światło.

- Szczurze - powiedziałam. - Ty jesteś szczurem, ja jestem człowiekiem.  Wasz gatunek od wieków żyje z naszym, w naszych domach, oborach, stajniach, kurnikach,  śmieciach, kanałach, zjada nasze śmieci i odpadki. Od wieków nasz gatunek prześladuje wasz gatunek. Wykładamy trucizny, które skazują was na powolne umieranie w mękach, puszczamy gaz, wystawiamy zatrzaskowe pułapki. Jesteśmy od setek lat sąsiadami, a jednocześnie śmiertelnymi wrogami. Co z tym zrobimy?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Trzy mity o gender

1. Teoria gender zakłada brak różnic biologicznych między kobietami a mężczyznami. Świadczą o tym hasła typu "nikt nie rodzi się kobietą" i podobne, które można znaleźć na genderowych stronach.

Nieprawda. Nikt nie twierdzi, że nie ma biologicznych różnic. Różnice biologiczne to jedno, a gender to drugie. Jestem kobietą biologicznie. Możemy tu mówić o płci genetycznej (mam kariotyp XX), gonadalnej (mam jajniki, nie mam jąder), fenotypowej (mam piersi, dość umiarkowane owłosienie), hormonalnej (estrogeny przeważają u mnie nad androgenami). Tych kryteriów jest więcej, biolodzy mówią też np. o płci germinatywnej, gonadoforycznej, genitalnej. Po co tak komplikować? Czy nie wystarczy prosta wiedza, że baba to baba, a chłop to chłop? Otóż nie zawsze, wszystkie te płcie nie zawsze są ze sobą zgodne, ale to już szczegóły biologii i medycyny, na inną okazję.

W każdym razie biologiczne różnice są. Są też różnice w konstrukcji umysłu. Można sobie zrobić test na płeć mózgu. U większości kobiet przeważa określona konstrukcja mózgu, zwana mózgiem kobiecym. U facetów odwrotnie. Ale te różnice są już dużo mniej wyraźne. Ja na przykład w słynnym teście na płeć mózgu osiągam wynik 60 pkt, co oznacza zgodność w myśleniu męskim i kobiecym. Wygląda na to, że mój mózg jest babochłopem.

Ale oprócz płci biologicznej jest też gender, płeć społeczna. Mam na sobie spodnie, umiem czytać i pisać, skończyłam studia na uniwersytecie, prowadzę samochód. Co to oznacza? Kim jestem? Można powiedzieć, że w Polsce w XXI wieku to już nic nie znaczy i nie da się na tej podstawie powiedzieć, czy jestem baba, czy chłop. Ale 100 lat temu byłoby jasne, że jestem facetem, zresztą podobnie dzisiaj w Iranie. Robię pranie, gotuję obiady i zmieniam pieluchy - kim jestem? Kilkuletni chłopiec biegnie, przewraca się, płacze, jego niezbyt mądry tatuś woła - "baba, baba!" - czy sugeruje, że chłopczyk ma macicę? Raczej nie, po prostu określa jego płeć społeczno-kulturową w tym momencie. Hej mały, społecznie-kulturowo jesteś w tej chwili kobietą, bo to kobiety płaczą. Biedak, nawet nie wiedział, że mówi o gender ;-)

Nikt nie rodzi się kobietą, nikt nie rodzi się mężczyzną, tak jak w przenośni można powiedzieć, że nikt nie rodzi się człowiekiem, choć od początku jest przedstawicielem Homo sapiens. O tym, kim jesteśmy, decydują nasze geny, ale nie tylko. To odwieczny spór - co ma większe znaczenie? W przypadku roślin i zwierząt biolodzy spierają się - geny czy środowisko, w jakim organizm żyje? W przypadku człowieka pytamy raczej - geny czy wychowanie? Można wyobrazić sobie pogląd skrajny, że tylko geny albo tylko wychowanie czynią nas tym, kim jesteśmy, ale prawda oczywiście leży pośrodku. Różne badania, teorie, koncepcje przechylają szalę to w jedną, to w drugą stronę. Nauka nie bazuje na prawdach objawionych, raczej na poznawaniu faktów i ich interpretacji, dyskusji. Dlatego to, jaką rolę w naszej tożsamości płciowej odgrywa płeć biologiczna, a jaką społeczno-kulturowa, też jest i pewnie będzie jeszcze długo dyskutowane, ostateczna odpowiedź może nigdy nie padnie, wiele zależy też od uwarunkowań, lokalnych szczegółów. Jedno jest pewne - obie są ważne.

2. Teoria gender mówi, że płeć można sobie zmieniać, jak się chce i kiedy się chce. Możesz być mężczyzną albo kobietą, możesz o tym decydować.

Tak i nie. Płeć biologiczną można częściowo zmienić, chociaż jest to trudne. Zwykle decydują się na to osoby, u których z jakiegoś powodu wszystkie te wymienione wyżej typy płci są mniej lub bardziej pomieszane, niezgodne. Po urodzeniu płeć dziecka określa się w prosty sposób - jest siusiak, nie ma siusiaka - i zwykle to się zgadza, ale czasem jest trochę bardziej skomplikowane. Czasem wynikają z tego duże dramaty, szczególnie gdy jakaś osoba żyje przez wiele lat w ciele kogoś, kim nie jest.

To płeć biologiczna. A gender? Tu sprawa jest tylko pozornie prostsza. Kiedy nosiłam krótkie włosy, nie malowałam się i nosiłam ciuchy uważane obecnie za uniwersalne (spodnie, bluza), często słyszałam np. w sklepie "czego pan sobie życzy?". Dla tych ludzi byłam mężczyzną, czasem długo nie orientowali się w pomyłce. Kiedy mój mały synek nosił różowe ubranko po kuzynce, ludzie myśleli, że jest dziewczynką. Ale z drugiej strony - czasem wydaje się, że łatwiej zrobić sobie operację, niż zmienić to, co siedzi w głowie. Ogromna jest siła przyzwyczajeń, tradycji, trudno wyrwać się z wyniesionych z domu schematów zachowania, typowych ról. Czasem to dobrze, czasem to nie szkodzi, ale czasem to problem.

Teoria gender mówi, że płeć społeczno-kulturowa nie jest czymś niezmiennym i oczywistym. Inaczej wygląda kulturowa kobieta w Iranie, inaczej w Arabii Saudyjskiej, w Szwecji, w Etiopii, Chinach, Laponii, Indiach... Jedna nosi burkę, nie ma żadnych praw i nie wolno jej wychodzić bez męskiej obstawy, druga różni się od facetów detalami makijażu, jeśli zechce, nieco innym fasonem spodni czy bielizny. Inaczej wyglądał i zachowywał się mężczyzna w czasach bitwy pod Grunwaldem czy potopu szwedzkiego, inaczej wygląda i zachowuje się teraz. Mój mąż zmienia dzieciom pieluchy i zmywa naczynia, było nie do pomyślenia, żeby zrobił to mój dziadek. Płeć społeczno-kulturowa podlega przemianom w czasie i przestrzeni. Tak, możemy o tym decydować.

3. Gender każe chłopcom nosić sukienki i malować się. Są nawet takie programy dla przedszkoli.

Poradnik dla nauczycieli, wydany przez Fundację Edukacji Przedszkolnej, wywołał burzę. Zgroza, hańba, promocja zboczeń, każą chłopcom ubierać się w koronkowe sukienki i malować paznokcie! Chcesz wiedzieć, zajrzyj do źródła. Spośród 9 naprawdę ciekawych scenariuszy zajęć tylko jeden ma w sobie fakultatywny element przebierania:

Trzy lub cztery osoby opuszczają z nauczycielką pomieszczenie. Zanim powrócą, mają podjąć decyzję czy wracają jako chłopcy czy dziewczęta. Pozostałe dzieci mają, po ich zachowaniu, ruchach odgadnąć ich płeć. Porozmawiaj z dziećmi na temat tego: Skąd wiedziały, kto jest dziewczynką a kto chłopcem, po czym to poznały? Jak dziewczynki, a jak chłopcy podkreślają/ wyrażają swoją płeć? (na przykład poprzez ubranie, fryzurę, biżuterię, kolory)? Czy wiedzą, jak mogły ubierać się kobiety dawniej? Co było dopuszczalne w  ubiorze kobiet, a co mężczyzn. Czyj strój bardziej się zmienił? Czy wiedzą dlaczego?
Pokaż dzieciom przygotowane ilustracje. Zapytaj, co na nich widzą, jak się ubierały kobiety a jak mężczyźni. Co się zmieniło w stroju kobiet i mężczyzn na przestrzeni dziejów. Jakie są różnice w strojach w zależności od kultury.
Zwróć uwagę na fakt, że dziewczynki mogą chodzić w spodniach, ale chłopcy w spódnicach i sukienkach nie. Czy kiedyś mężczyźni mogli nosić długie włosy a kobiety krótkie? Jak to się zmieniło? Zapytaj dzieci czy wiedzą dlaczego?
Naprawdę takie straszne?

Swoją drogą, dlaczego wolno dzieciom dla zabawy przebierać się za różne postaci którymi nie są - królewnę, wróżkę, człowieka-pająka, Indianina, i to jest słodkie i zabawne, a za inną płeć - nie wolno, cóż za pomysł, fuj, zboczuchy, łapy precz od naszych dzieci? Boimy się, że im się spodoba, że im tak zostanie? Boimy się, że chłopiec stanie się dziewczynką, kiedy pomaluje paznokcie? A może stanie się transwestytą albo drag queen? Nie, dzieci nie myślą w ten sposób, a przebieranie się, odgrywanie ról jest wpisane w dzieciństwo, w poznawanie świata. Ale ta obawa oznacza, że do płci społeczno-kulturowej najsilniej przywiązani są właśnie jej krytycy.

czwartek, 5 grudnia 2013

Kapusta zwykła

Surówkowa, kwaszona, zakwaszana, zakiszona... Aspartam, sorbinian potasu, kwas askorbinowy, kwas cytrynowy, cukier, ocet spirytusowy... Co wybrać?

- A ta kapusta tutaj, to co to za kapusta...?
- No... zwykła taka.
- Zwykła?
- No, zwykła kiszona kapusta...
- Pytam, bo nie ma etykiety... Nie ma składu, nazwy producenta...
- Producenta? Aaa... producenta... nie, to nasza kapusta jest.
- Co to znaczy nasza?
- No nasza... z gospodarstwa... taka z beczki...
- Oooo, z gospodarstwa? Z beczki? A co ona zawiera?
- Właściwie nic nie zawiera...
- Jak to nic? A jaki ma skład?
- No, kapusta, trochę marchwi... i sól kamienna...

:-)

Ponieważ takie szczęście zdarza się rzadko, postanowiliśmy, że kapustę będziemy kisić w domu. Kiedyś babcia z dziadkiem kisili co roku, potem wkładali ją do słoików, przyciskali drewienkami, zamykali i w ten sposób mogła stać w piwnicy miesiące, a nawet lata, chociaż po pewnym czasie robiła się już mocno kwaśna. Jakiś czas temu zwyczaj domowego kiszenia zanikł... aż okazało się, że kapustopodobny produkt ze sklepu coraz mniej przypomina prawdziwą kiszoną kapustę. 

Kapusta "własna", z ogrodu, już się prawie skończyła, w przyszłym roku posadzimy trochę więcej. Kupiliśmy więc wielką, prawie trzykilową głowę na targu. Wyciągnęliśmy z dna szafki gliniany garnek, który latem służył do produkcji doskonałych ogórków małosolnych - i do roboty. Proporcje - 20 g soli na kilo kapusty, trochę kminku... Wydawało się, że w garnku zmieści się najwyżej połowa - ale ubijanie zrobiło swoje i weszła cała. Mieliśmy gdzieś takie drewniane coś do ubijania kapusty, ale ponieważ dziecko wyciągało go ciągle i używało niezgodnie z przeznaczeniem, schowaliśmy - nie wiadomo gdzie. Więc ubijaliśmy... butelką po piwie. Skutecznie. Potem przycisnęliśmy kapustę talerzykiem i kamieniem... i czekamy.

Już się trochę pieni i pachnie.