"Jedne kochasz, inne zabijasz..." - mówi jedno z prozwierzęcych haseł. Kochamy psy, koty, chomiki, chociaż też nie wszędzie i nie wszystkie. Ale generalnie mają one coraz więcej praw, nie wolno ich zabijać, okrutnie traktować, te bezdomne żyją w schroniskach, różne fundacje i dobrzy ludzie szukają im domów, podpisują umowy adopcyjne z przyszłymi właścicielami, na których ciąży coraz większa odpowiedzialność za los zwierząt. I dobrze. Przybywa wegetarian i wegan, którzy nie chcą przyczyniać się do śmierci i cierpienia świń, krów i kur, ani bezpośrednio, przez spożywanie ich mięsa, ani pośrednio - produkcja jaj i nabiału, zwłaszcza ta przemysłowa, to też ogrom okrucieństwa i śmierci. I zawsze znajdzie się jakiś walczący mięsożerca, który złośliwie zapyta - a komary zabijasz? A odpowiedź zwykle brzmi - nie sprowadzajmy wszystkiego do absurdu.
Tyle że to nie jest absurd, cierpienie i śmierć nie jest absurdem, nawet jeśli dotyczy komarów, kleszczy, wszy, karaluchów, wołków zbożowych, ale też tak podobnych do nas zwierząt, jak myszy i szczury. Czy to znaczy - nie zabijać, nie tępić "szkodników", dać się zeżreć razem z kośćmi i butami? Nie, to nie znaczy. Ale nasze człowieczeństwo zobowiązuje nas co najmniej do jednego. Do refleksji, zastanowienia, rozważenia. Czy to naprawdę konieczne? Czy nie da się inaczej?
* * *
W zeszłym roku mieliśmy w kurniku inwazję myszy. Bywało, że z nieszczelnego pojemnika na ziarno uwalniałam ich 25! Nie robiliśmy nic. Przyszła wiosna, myszy w większości się wyniosły. Pewnie, było trochę szkód. Ale kilogram ziarna kosztuje niecałą złotówkę. To nie są ogromne straty, na które nie możemy sobie pozwolić. Stoją żywołapki, jak się mysz złapie, to wynosimy na pola, ale pewnie szybko wracają.
Ale jesienią w kącie pojawiła się nieco większa nora i nieco większe odchody. Podejrzewaliśmy, co to za stwór, choć do tej pory nigdy nie przyłapaliśmy go osobiście. A kilka dni temu poświeciłam wieczorem latarką na dziurę i zobaczyłam znikający w niej długi, ciemny, łysy ogon. I nie był to mysi ogonek. Zgasiłam latarkę, postałam chwilę nieruchomo, po czym zaświeciłam znowu. Szczur siedział koło nory, szary, niezbyt duży, bardzo ładny. Spojrzał w oślepiające światło, po czym powoli schował się w dziurze.
Próbowaliśmy przypomnieć sobie jakąś książkę czy film, gdzie szczury opisane byłyby jakoś pozytywnie. Poza "Zadziwiającym Maurycym..." i jeszcze paroma wątkami w innych książkach Pratchetta, nic jakoś nie przychodziło nam do głowy (chociaż na pewno coś jest). No, może jeszcze Shrek, gdzie występują jako smakowite danie. Generalnie szczury przedstawiane są jako te złe, przerażające. Roznoszą dżumę, pożerają żywcem ludzi, a już na pewno trupy. W typowym scenariuszu najpierw zjadają zamordowaną ofiarę ukrytą w studni, a potem dobierają się do mordercy. Biegają po kanałach, wysypiskach, są brudne i śmierdzą. Jednocześnie mówi się o ich niesamowitej, ludzkiej niemal inteligencji, strukturze społecznej, współpracy. Tak, szczury są ludzkie i może dlatego są tak znienawidzone.
Mój brat miał kiedyś szczura, takiego łaciatego, udomowionego. Bardzo był sympatyczny i mądry, chociaż słowniki polsko-angielskie, na których lubił siedzieć między swoimi wspinaczkami po regałach, do tej pory śmierdzą szczurzym moczem... Ale to są dzikie szczury. Pewnie jeszcze inteligentniejsze. Każdy gospodarz wie, że szczury to szkody - straty w ziarnie (tym razem trzymamy je w szczelnych pojemnikach), kopanie nor... Podobno w niektórych sytuacjach mogą też atakować zwierzęta - pewnie jak są głodne. Oczywiście jeden czy dwa szczury to nie problem, ale co, jeśli się rozmnożą i będzie ich kilkadziesiąt? A może nie? Jest kot u sąsiada, który latem jednego szczura złapał, są przecież kuny...
Nasza domowa szczurka, zdjęcie z Wielkanocy 2007
Kolejnego wieczoru znów poświeciłam latarką na szczurzą norę. Przez chwilę nic nie było widać, potem wysunął się spiczasty, ciemny pyszczek, nos i wąsiki... dalej oczka jak czarne koraliki... szczur patrzył przez chwilę, ale nic nie widział, oślepiony latarką. Zgasiłam światło.
- Szczurze - powiedziałam. - Ty jesteś szczurem, ja jestem człowiekiem. Wasz gatunek od wieków żyje z naszym, w naszych domach, oborach, stajniach, kurnikach,
śmieciach, kanałach, zjada nasze śmieci i odpadki. Od wieków nasz gatunek prześladuje wasz gatunek. Wykładamy trucizny, które skazują was na powolne umieranie w mękach, puszczamy gaz, wystawiamy zatrzaskowe pułapki. Jesteśmy od setek lat sąsiadami, a jednocześnie śmiertelnymi wrogami. Co z tym zrobimy?
Hej Marto,
OdpowiedzUsuńFajny post. Mam nadzieję, że będzie tak, jak z myszami - przetrwa zimę i tyle...pójdzie dalej. Masz rację, myślę, że najgorsza jest ta wyuczona reakcja - zabić bez zastanowiania. Natychmiast. Na mojej działce miałam osy ziemne, każdy radził zalać wrzątkiem, wsadzić petardę, zalać kwasem, zalać randapem...
Bałam się, że pod moją nieobecność sąsiedzi to zrobią. Ja po prostu przełożyłam układ kafli, na ścieżce w inną strone, aby nie nadepnać na łażące owady, czy grzejące się na kaflu i sobie żyły. Potem była powódź i przez 11 dni woda na 2 metry. Przyroda sama się reguluje, jak jej damy czasem szansę, osy już nie wróciły w to miejsce. Tak samo, jak piszesz - jak się przeprowadzałam, to zniosłam do piwnicy siatki i zapomniałam, że w jednej było 10 kg ryżu...Na przedwiośniu zeszłam po niego, a tam... Szczurkowe przedszkole- gryzaczek z rattanowych podkładek pod herbatę, legowisko na starej firance i stuptutach :), no i wyżerka - elegancko nadgryzione opakowanie z makro. Jak zobaczyłam te koralikowe oczka, wąsiki, co się mnie nie bały jeszcze...taki mały ten młody szczurek...To tylko wzięłam rower i do wiosny tam nie wchodziłam. (Mając nadzieję, ze sąsiedzi mnie nie znienawidzą za ten ryż! ) Wiosną worek pusty, szczurka młodego nie było, a szczur dorosły...zjadł trutkę. Ale jak już nic nie ma w piwnicy w postaci sypkiej - to i szczurów już nie ma.
Dziękuję za ten komentarz :-) Czyli nie jestem całkiem nienormalna :-)
OdpowiedzUsuńU nas też były osy. W ścianie budynku mieszkalnego, w mieszkaniu moich rodziców, ale wtedy mieszkaliśmy z nimi. Gdzieś z zewnątrz miały dziurkę, zbudowały w ścianie gniazdo. Raczkujące dziecko... i kilkaset os oddzielonych od mieszkania centymetrową warstwą tynku i tapetą. Wieczorem, kiedy było cicho i wszystkie wróciły do gniazda, można było siedzieć w fotelu i czuć się jak w ulu! Przyszła jesień, przyszła zima, osy się wyniosły, wczesną wiosną ojciec zamurował wszystkie szczeliny, żeby na nowo nie zasiedlały. I tyle. Żadnego trucia, kwasu, mordowania. Nikogo nie użądliły, ani jedna, ani razu.
Kurcze, ale dobrzy z Was ludzie...To mi przypomniało, że na studiach miałam balkon a na nim koło stołu wystawione drzwi. I czasem tam latały osy, się domyślałyśmy z koleżanką, że w tych drzwiach, w miejscu klamki, może mieszkają...A na fotelu w rogu wisiała moja kurtka, (wtedy jeszcze skórzana) ale jakoś od kilku miesięcy nie noszona. Gdy się wyprowadzaliśmy, czas było sprzątać i się okazało, ze pod kurtką, na plecach fotela jest całe gniazdo! Niestety nie mogło tam zostać z straż nie chciałą przyjechać zabrać do lasu, więc strąciłąm kurtkę i osy pieczołowicie przez 2 dni się "wyprowadzały" ze spadniętego gniazda - wracając po larwy? /poczwarki? i je unosząc tam, gdzie ich nowe miejsce. Jak już nic nie zostało, to wiatr zrobił resztę...i po kilku dniach już ich nie było...Tak, jak i u Was...Tylko, że Wyście poczekali... Ja bym chciała murarki kiedyś umieścić koło domku...
UsuńBył jeszcze szczur Melchisedek w "Małej księżniczce" Fransis Burnett, bardzo pozytywnie przedstawiony:)
OdpowiedzUsuńJa również miałam szczurka, Helmuta. Bardzo go kochałam.
Bardzo ciekawy i pouczający wpis, dzięki któremu uświadomiłam sobie jak łatwo popaść w rutynę myślenia i z góry zakładać, że jak szczur to zły. Bo tak uważają wszyscy wokół.
OdpowiedzUsuńSzczurów u mnie w bloku nie ma, ale są pająki, które bardzo lubię i ratuję przed kotami, są osy, muchy i inne. Staram się przeganiać, nie zabijać i chyba jedynie w stosunku do komarów i kleszczy nie mam takich sentymentów. Ale poza tym to każdego zwierzęcia czy owada mi szkoda
Przy okazji przypomniała mi się jeszcze jedna książka ze szczurkiem w roli głównej "Firmin", której autorem jest Sam Savage. Bardzo sympatyczna i mądra historia.
Pozdrawiam :)