wtorek, 29 marca 2016
sobota, 26 marca 2016
Pisanki
Spokojnych, a może trochę innych i szalonych Świąt Wielkanocnych życzy Kura z Rodziną :-)
Jutro ciąg dalszy z farbowaniem w łuskach cebuli :-)
wtorek, 22 marca 2016
Katastrofa
Tekst ukazał się w "Zadrze" nr 3-4 (64-65) 2015. Warto kupić i poczytać całe pismo, a najlepiej zaprenumerować!
Dzieci już śpią. Najedzone, bezpieczne, oddychają miarowo. W domu wreszcie cicho, grzeję wodę na herbatę, włączam laptopa, przeglądam pocztę. W kominku płonie ogień, pies zajął kanapę, kot chyba przy którymś z dzieciaków zwinął się w kłębek w pościeli. Jest mi ciepło, jasno i dobrze. Tymczasem nadchodzi katastrofa...
Dzieci już śpią. Najedzone, bezpieczne, oddychają miarowo. W domu wreszcie cicho, grzeję wodę na herbatę, włączam laptopa, przeglądam pocztę. W kominku płonie ogień, pies zajął kanapę, kot chyba przy którymś z dzieciaków zwinął się w kłębek w pościeli. Jest mi ciepło, jasno i dobrze. Tymczasem nadchodzi katastrofa...
Zamykam
oczy i widzę kobietę taką jak ja. Może to ja? To się dzieje
teraz, niedaleko, gdzieś w tej zimnej ciemności za oknem, ledwie
kilkaset kilometrów na południe, może na południowy wschód.
Idzie w dziurawych butach w zamarzającym deszczu. Dźwiga dwie
ciężkie torby, prowadzi za rękę jedno dziecko kilkuletnie,
drugie, mniejsze ma w nosidle na plecach. Dzieci takie jak moje.
Słyszę, jak starsze marudzi. Tak, mój syn czasem jęczy, że go
bolą nogi, kiedy wyjdziemy na chwilę na zakupy, a ten idzie już
długo, bardzo długo. Młodsze nie narzeka, może śpi, ale jest
ciężkie. Dziwne, że takie ciężkie, w końcu przy takiej biegunce
nie powinno już prawie nic ważyć. Nie chce jeść. Co jadłby mój
młodszy synek, gdyby nagle zawalił się jego świat, w którym
zawsze można liczyć na owsiankę z jabłkiem posypaną kakao i
chrupiące paluszki rybne? Ta kobieta z dziećmi idzie w moim
kierunku. A z nią wiele, wiele innych – kobiet, dzieci, mężczyzn,
młodych, starych, chorych, niepełnosprawnych... Idą, bo ich świat
przestał się nadawać do życia.
Świat
przestaje nadawać się do życia. W ciągu 40 lat zniszczyliśmy 1/3
ziem rolnych na świecie, w większości oczywiście w Afryce i w
Azji, ale również w Europie. W ciągu 100 lat osuszyliśmy połowę
światowych mokradeł, rezerwuarów wody i węgla, centrów
bioróżnorodności. W ciągu 50 lat światowe zapotrzebowanie na
wodę wzrosło trzykrotnie, w ciągu 20-30 lat ma się jeszcze
podwoić. Tymczasem zasobów wodnych ubywa w tempie katastrofalnym. W
ciągu ostatnich 30 lat na całym świecie podwoiła się
powierzchnia obszarów dotkniętych suszą. Jedną z jej przyczyn
jest zanikanie górskich lodowców, które w porze suchej zasilają
znaczną część światowych upraw. Rabunkowa
gospodarka zmienia wilgotną, żyzną Ziemię w niegościnną
pustynię. Politycy na Konferencji Klimatycznej w Paryżu
podpisali porozumienie, które pozwoli być może w tym stuleciu na
ograniczenie globalnego ocieplenia do 2 stopni w porównaniu z erą
przedprzemysłową (w tym momencie średnia roczna temperatura Ziemi
wzrosła o 1 stopień), jednak nawet jeśli uda się zrealizować
jego zapisy (co bardzo wątpliwe), i tak do końca stulecia z
powierzchni naszej planety zniknie ok. 30% gatunków, znaczna część
lądów nadająca się obecnie do życia zmieni się w pustynię, a
poziom wody w oceanach według niektórych szacunków podniesie się
o 25-35 metrów. Brzmi to dramatycznie, jednak jeśli
nie zrobimy nic, temperatura do końca stulecia może się podnieść
o kolejne 3 stopnie. Proces ocieplenia postępuje wykładniczo –
zmiany generują kolejne zmiany, wyższa temperatura to więcej
wyładowań atmosferycznych, wyższe parowanie, więcej susz, więcej
pożarów, mniej lasów, topienie się wiecznej zmarzliny, rozkład
torfu... Im więcej dwutlenku węgla i metanu znajduje się w
atmosferze, tym więcej się do niej uwalnia. Jeśli nie zatrzymamy
tego procesu, w kolejnych stuleciach możemy spodziewać wzrostu
globalnej temperatury nawet o kilkanaście stopni... Prawdopodobnie
jednak jako ludzkość nie doczekamy takiego scenariusza.
Największą
cenę płacą najsłabsi. Małe społeczności wysp oceanicznych,
zmywanych już dzisiaj przez fale. Wykluczeni, wyrzuceni z
neoliberalnego systemu, mieszkańcy slumsów, faweli, mieszkańcy
wsi, czasem całe regiony prześladowane od dawna przez biedę, głód
i choroby. Rolnicy, którym susza czy powódź kolejny raz niszczy
jedyne źródło utrzymania. Kobiety, często odpowiedzialne za dach
nad głową, opał, wodę i wyżywienie całej rodziny, dzieci, osoby
starsze, chore, osoby z niepełnosprawnością, którym najtrudniej
poszukać sobie innego miejsca do życia. A jednak coraz częściej
idą, płyną na przepełnionych tratwach, wędrują w marznącym
deszczu, koczują na dworcach, przy granicach, pchają się do
autobusów i pociągów, biją się z policją, oddają ostatnie
oszczędności mafii taksówkarskiej, byle żyć, jakoś żyć,
godnie żyć... Idą do naszego ciepłego, bezpiecznego świata,
który to świat tak naprawdę zgotował im ten los.
Zmiany
klimatu to nie tylko zalewanie przybrzeżnych miast i mało śniegu
zimą. Zmiany klimatu to przede wszystkim susze, powodzie, huragany,
głód, epidemie chorób, wojny, migracje, zorganizowany terroryzm i
wszelkie możliwe patologie, które rozkwitają na ludzkim
nieszczęściu. Wojna w Syrii ma wiele przyczyn, jednak coraz
częściej przebija się do publicznej świadomości fakt, że jednym
z głównych problemów była tam panująca od prawie dziesięciu lat
susza, która zniszczyła syryjskie rolnictwo i sprawiła, że
większość ludności wiejskiej przeniosła się do miast. Uchodźcy
z Syrii i innych krajów, wędrujący teraz przez europejskie dworce
i granice, to uchodźcy klimatyczni. Będzie ich coraz więcej, w
miarę jak coraz większa powierzchnia planety będzie się zmieniała
w objętą wojną pustynię... A przecież nasze, europejskie zasoby
wody też nie są niewyczerpane (polskie wyjątkowo małe), nasze
gleby z roku na rok są coraz gorszej jakości... A planeta jest
jedna. Wszyscy jesteśmy połączeni, nic nie istnieje oddzielnie,
każde zdarzenie na świecie ma związek z pozostałymi. Oto dymią
kominy elektrowni, pompują w powietrze dwutlenek węgla, żeby
zasilić mój komputer, telefon, lampki na mojej choince, żarówkę
w moim kiblu, zmywarkę, pralkę, piekarnik, lodówkę... Całkiem
niedaleko, na sąsiednim skrawku lądu widać słabe światełko -
lekarka trzyma w ustach latarkę przy zakładaniu wenflonu
umierającemu niemowlakowi. Te światy zbliżają się do siebie. Nie
mogą dłużej istnieć oddzielnie. Mur, który je odgradzał przez
tyle lat, wali się.
Tymczasem
Prezydent Polski Andrzej Duda zastrzega, że odejście od gospodarki
węglowej jest w naszym kraju niemożliwe i „dekarbonizacja to
antypaństwowa herezja”. Premier Beata Szydło na szczycie
klimatycznym w Paryżu zaproponowała, że lepszym rozwiązaniem od
redukcji spalania paliw kopalnych mogłoby być... sadzenie drzew,
które przecież pochłaniają CO2. Pomysł ten promuje minister
środowiska Jan Szyszko. Oczywiście propozycja jest bardzo słuszna,
jednak dalece niewystarczająca. Emisję dwutlenku węgla jednego
Europejczyka mogłoby obecnie zrekompensować posadzenie około
tysiąca drzew. Czy politycy – nie tylko polscy – w ogóle
wiedzą, o czym mówią? Ale ogólnie zmiany klimatu rzadko pojawiają
się u nas w dyskursie publicznym. Trybunał Konstytucyjny, ustawa
medialna, walka o demokrację, konstytucja, inwigilacja, Smoleńsk,
władza... Rząd powoli wprowadza nam w kraju putinowską Rosję.
Tysiące ludzi wychodzą na ulicę w proteście przeciwko działaniom
rządu. Chłopcy narodowcy przy aprobacie przechodniów biją
każdego, kto kojarzy im się z hasłem „uchodźca”, jako
argument podając... obronę polskich kobiet, do których przecież
mają prawo tylko prawdziwi Polacy. Podziały, które doprowadziły
do aktualnej sytuacji, pogłębiają się, granice zaostrzają,
niedługo w ogóle trudno nam będzie ze sobą rozmawiać i na siebie
patrzeć. Robi się duszno, ciasno... Nienawiść wchodzi do domów.
A może jest tam już od dawna? A może to właśnie objaw
nadchodzącej katastrofy, której zwiastuny jednak przenikają do
zbiorowej podświadomości – desperacki zwrot w stronę skrajnego,
konserwatywnego populizmu, obiecującego (bez pokrycia) ocalenie
rzeczywistości, którą znamy, w której czujemy się bezpiecznie?
Zastanawiam
się, jak żyć z tą wiedzą? Jak żyć ze świadomością
kończącego się świata, kiedy właściwie pewne jest, że jeszcze
w naszym pokoleniu nastąpią bardzo radykalne zmiany, prawie na
pewno gwałtowne? Jaką przyszłość planować dla dzieci, jak je
wychowywać, jak zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, czego je
uczyć? Trzymania karabinu? Przetrwania bez prądu, wody w kranie i
internetu, budowania szałasów, krzesania ognia? Jakie umiejętności,
jaka wiedza będzie potrzebna w błyskawicznie zmieniającym się
świecie? Trudno to przewidzieć, możliwe jednak, że jedną z
kluczowych kwestii będzie umiejętność dialogu, empatii, słuchania
drugiego człowieka, akceptacji różnorodności, tworzenia
społeczności opartej na powiązaniach, wzajemnych zależnościach,
a nie podziałach. Nie jest to łatwe, zwłaszcza jeśli sami musimy
się tych rzeczy nauczyć... Staram się pokazywać dzieciom ten
świat, który jest, jego sposób działania, jego różnorodność,
to, że każdy jego element jest ważny, potrzebny i każdy jest z
innymi połączony. Dotyczy to zarówno przyrody, jak i
społeczeństwa... Słońce, strumień, dęby, olchy, róże, sójki,
komary, koty, pani w sklepie, dzieci w Afryce, katolicy, muzułmanie,
ja, ty, ona, las, łąka, miasto, pustynia... W całym zróżnicowaniu
ten świat jest całością. Mimo różnic możemy zbudować razem
coś dobrego.
Jak
żyć? Po prostu. Robić swoje. W miarę możliwości ograniczyć
nadmierne korzystanie ze wspólnej planety – można przestać jeść
mięso, nie latać samolotami, szukać drobnych, codziennych
oszczędności, mniej truć siebie i wszystko dookoła. Wiedzieć i
dzielić się wiedzą. Działać, przekonywać, pomagać, wspierać
to, co dobre. Kochać, przytulać się i uśmiechać, czytać
książki, tańczyć, biegać po lesie. Tyle możemy zrobić.
Tymczasem
nadchodzi katastrofa...
Subskrybuj:
Posty (Atom)