Kiedyś myślałam, że pęczak jest trudny w przygotowaniu i długo się gotuje. A to nieprawda. Pęczak gotuje się tak jak każda inna kasza albo ryż. A jest naprawdę świetny. Przypomina trochę coraz popularniejszy bulgur, czyli grubą arabską kaszę z pszenicy. Tyle że jest w każdym sklepie, a bulgur trudno dostać.
Kiedy kilka dni temu robiłam zupę z dodatkiem pierwszej wiosennej zieleniny, musiałam się dobrze naszukać, żeby naskubać dwie garście listków do zupy. Dzisiaj za oknem jest już naprawdę zielono, wszystko błyskawicznie wychodzi z ziemi! W kilka minut uzbierałam ilość potrzebną na obiad. Tym razem bez pokrzywy – tylko mniszek, dużo podagrycznika (teraz jest najsmaczniejszy), trochę krwawnika i szczypiorku.
Opłukane zielsko razem z pokrojonym drobno porem wrzuciłam na patelnię na sklarowane masło. Kiedy wymieszało się z tłuszczem i podsmażyło delikatnie, dodałam ugotowane na parze warzywa korzeniowe (marchew, pietruszka, seler) i ugotowany pęczak. Pieprz, gałka muszkatołowa, trochę soli – i tak sobie dochodziło na patelni pod przykryciem jeszcze parę minut.
Będę szukać, co też jadalnego mamy na łąkach islandzkich :)
OdpowiedzUsuń