niedziela, 8 kwietnia 2012

Jedzenie: serce i rozum

Znów o jedzeniu, ale tym razem teoretycznie. Praktycznego jedzenia chwilowo mam dość... No cóż, święta, czas obżarstwa. Osobiście lubię się świątecznie najeść po uszy, słodko, tłusto i bogato, a także od święta napić trochę ponad miarę, za co obecnie płacę migreną... no cóż, jeszcze tylko jutro i można będzie wrócić do kaszy z pokrzywą ;)

W latach 20. i 30. XX wieku amerykańska lekarka Clara Davis przeprowadziła eksperyment na dzieciach. Badania były prowadzone na niewielką skalę, część szczegółowej dokumentacji zaginęła, a na ich powtórzenie z dzisiejszych czasach nikt by nie pozwolił z powodów etycznych. Mimo to eksperyment wszedł w pewnym sensie do kanonu i stał się inspiracją do odejścia od monotonnej diety, jaką serwowano w tamtych czasach niemowlętom. Dr Davis zaproponowała niemowlętom dietę "samodzielnego wyboru" - dostawały 33 rodzaje pokarmów - osobno, w formie papki, nie przetworzone (a więc odpadały rzeczy typu chleb czy zupa), pełnowartościowe. Okazało się, że każde z dzieci samodzielnie stworzyło sobie zrównoważoną, doskonale zbilansowaną dietę, nawet jeśli jadły w niektórych dniach niemal same owoce, samo mięso albo kilka jajek naraz. Żadne z nich nie wybrało tego, co uważano wówczas za najlepsze jedzenie dla dzieci, czyli monotonnej diety z mleka i owsianki.

Dzieci z eksperymentu nie dostawały słodyczy, a jednak jestem przekonana, że gdyby miały do wyboru czekoladę, znalazłaby się ona w ich dietach w dużych ilościach, nawet gdyby jej tyle nie potrzebowały. Z pewnością moje dziecko chętnie uzupełniłoby swoją dietę o ogromne ilości czekolady każdego dnia. Chętnie też zjadłby naraz pół kostki masła, gdyby mu pozwolić.

Jak to jest, że z jednej strony przy jedzeniu dobrze jest kierować się instyktem, który czasem bezbłędnie podpowiada, co nam służy, a co szkodzi, jakie mamy niedobory, jakie alergie, a z drugiej strony - instynkt pcha nas zupełnie nierozsądnie do rzeczy uchodzących za niezdrowe, tuczące, kaloryczne, szkodliwe? Czy w takim razie przy stole warto słuchać serca? Moim zdaniem warto, ale z uwzględnieniem pewnej małej poprawki. I to jest miejsce dla rozumu.

W ostatnich stuleciach, a właściwie dziesięcioleciach świat, w którym żyjemy - głównie Europa i część Ameryki Północnej - bardzo się zmienił. Mamy ciepłe domy, samochody, a także sklepy spożywcze, w których za względnie niskie sumy można kupić prawie wszystko. Tymczasem nasze ciało, wyposażone w całkiem niezłe instykty, to w dużej mierze wciąż ciało zbieracza-myśliwego sprzed kilkunastu tysięcy lat. Niewiele się zmieniliśmy. Czego szukał swoim instynktem człowiek z tamtego czasu?

Jeśli przeanalizujemy warunki, w jakich żył i to, czym się żywił, łatwo się domyślić, że najcenniejsze i najbardziej pożądane były produkty wysokokaloryczne. W naszej kulturze kalorie kojarzą się z czymś złym i niepotrzebnym, co trzeba zgubić albo ograniczyć. Tymczasem kalorie - paliwo dla naszego organizmu - jeszcze kilkaset, a może kilkadziesiąt lat temu były warunkiem przetrwania. Tylko wysokokaloryczne jedzenie gwarantowało ochronę przed zimnem (nie było centralnego ogrzewania), sprawność fizyczną (praca fizyczna, zdobywanie pożywienia, bezpieczeństwo), ochronę przed głodem. Rzeczy, w których kryje się największa ilość kalorii i energii, a więc tłuste i słodkie, są w dzikiej przyrodzie rzadkością, podobnie jak produkty wysokobiałkowe, również ważne dla przetrwania. Zwykle trzeba było się za nimi porządnie nachodzić, a czasem i nabiegać. Dlatego właśnie jesteśmy zorientowani na poszukiwanie rzeczy słodkich, tłustych, wysokobiałkowych i kalorycznych. Kiedyś były one rzadkością w diecie, a instynkt mówił "szukaj ich, a przeżyjesz". Kogo nie ciągnęło do słodkiego czy tłustego, szybko odpadał w ewolucyjnym wyścigu. A dziś? Tłuste i słodkie możemy mieć w każdej chwili, bez ograniczeń. To, co było tylko poszukiwanym dodatkiem, cennym urozmaiceniem diety, stało się jej podstawą. Niezbyt zdrową podstawą. Nasze instynkty wykorzystują oczywiście też producenci żywności, nadając jej takie kolory i zapachy, które uruchomią w nas najpierwotniejsze popędy.

Podobnie ma się rzecz z solą. Nie tylko my lubimy posolone, wystarczy przyjrzeć się zdeptanej ziemi pod lizawkami wystawianymi czasem w lasach dla zwierząt (saren, jeleni, dzików), by zauważyć, że substancja ta cieszy się dużą popularnością. Instynkt każe zwierzętom, a więc również nam, poszukiwać soli. Sól to minerały niezbędne do życia - głównie chlor i sód, ale też wiele mikroelementów, niekoniecznie łatwo dostępnych. Rzeczy słone w przyrodzie to wielka rzadkość, dlatego natura znów zorientowała nas na poszukiwanie tego, co rzadkie i potrzebne. Ponieważ sól obecnie jest dostępna właściwie bez ograniczeń, cały czas najadamy się jej jakby na zapas, dużo więcej, niż jest niezbędne...

W takim razie - smacznego, słodkiego i tłustego, oczywiście dobrze posolonego! Ukryty w nas zbieracz-myśliwy sprzed wieków będzie skakał z radości. W końcu są święta :)


Korzystałam z książek: tej i tej. O tej drugiej napiszę kiedyś. Póki co chyba warto zmienić temat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz