czwartek, 12 kwietnia 2012

Co ma karmienie dzieci do polityki?

Dzisiaj polecam kolejną książkę:


Wbrew pozorom "Polityka karmienia piersią" Gabrielle Palmer to nie jest książka tylko dla karmiących matek czy tylko dla kobiet. To obowiązkowa lektura dla wszystkich zainteresowanych kwestiami globalizacji, nieetycznych działań koncernów spożywczych, feminizmu, ale także Afryki, HIV... i nie tylko. Jedna z tych książek, które zrzucają łuski z oczu i zmieniają świat. Pierwsze wydanie ukazało się ponad 20 lat temu, najnowsze – w zeszłym roku przetłumaczone na polski i wydane przez wydawnictwo Mamania – jest już trzecie, zaktualizowane i wciąż, a może coraz bardziej aktualne.

Problem polega na tym, że karmienie piersią – podobnie jak dojeżdżanie do pracy rowerem czy uprawa warzyw na własny użytek – nie przynosi nikomu bezpośrednich zysków finansowych. Nie generuje wzrostu PKB czy innych, podobnych wskaźników. Owszem, można próbować na tym zarobić, wmawiając karmiącym, że muszą zaopatrzyć się w cały stos niezbędnych gadżetów – laktatorów, pojemniczków, podgrzewaczy, poduszek, nakładek, herbatek itp. - ale tak naprawdę to wszystko nie jest wcale niezbędne, do karmienia piersią potrzebna jest kobieta z co najmniej jedną piersią i dziecko. I nic więcej. Przez pierwsze miesiące życia dziecka, a czasem dłużej, rynek nie ma z niego zupełnie żadnych korzyści – przecież nie można tego tak zostawić.

Książka na pewno nie wszystkim się spodoba. Uchodzi za manifest „cycoterrorystek”, rzekomo narzucających karmienie piersią wszystkim matkom, a na te, które nie mogą albo nie chcą, patrzących jak na wyrodne trucicielki. Czy „Polityka...” to propaganda? Dla mnie to przede wszystkim gruby zbiór faktów, liczb, przykładów z całego świata (przypisy, w większości odniesienia do literatury, to ponad 800 pozycji), oczywiście z komentarzem autorki, która nie ukrywa swoich poglądów. Pisze jednak o wyborze:

Karmienie niemowlęcia jest często przedstawiane jako kwestia indywidualnego wyboru między dwiema równorzędnymi metodami: pierś lub butelka. Jednak ani same produkty, ani metody nie są równorzędne. Rzadko wspomina się też o konsekwencjach tego wyboru dla społeczeństwa i samej jednostki. Kobiety mają prawo decydowania o tym, jak korzystać ze swoich ciał i nie mogą – ani nie powinny - być zmuszane do karmienia piersią. Nie znaczy to jednak, że należy poddawać cenzurze wyniki badań, ujawniających ryzyko towarzyszące rezygnacji z karmienia piersią. Zręcznie prowadzona promocja i kampanie medialne rozmywają i zniekształcają fakty, które trafiają w takiej formie zarówno do pracowników służby zdrowia, jak i do rodziców. Świadomy wybór to mantra społeczeństwa Zachodu; jest postrzegany jako prawo, ale tak naprawdę niewielu rodziców ma do niego pełny dostęp. Na całym świecie wybór między karmieniem piersią a mlekiem modyfikowanym to wybór między zdrowiem a chorobą, a często, niestety, także między życiem a śmiercią niemowlęcia.

Szczególnie szokują przykłady z Afryki i innych miejsc na świecie, gdzie w wyniku wojny czy klęski żywiołowej potrzebna jest pomoc humanitarna. Może się wydawać, że nie ma nic bardziej szlachetnego niż dostarczenie głodnym dzieciom mleka – tak to wygląda z perspektywy świata, w którym dostęp do czystej bieżącej wody, którą można w każdym momencie zagotować, to oczywistość. Tymczasem w sytuacji, kiedy po jakąkolwiek wodę trzeba wędrować kilka kilometrów, jeszcze trudniej zdobyć opał potrzebny do jej przegotowania, a klimat i kryzysowe warunki życia sprzyjają błyskawicznemu rozwojowi bakterii, taki dar to po prostu śmierć. Palmer podaje przykłady, kiedy matkom w obozach uchodźców dostarczano mleko przeterminowane lub pozbawione instrukcji obsługi. Koncerny spożywcze zachęcały darczyńców z całego świata, aby pomagali głodnym dzieciom przez kupowanie i przesyłanie ich produktów. W 1998 r. w czasie wojny w Gwinei Bissau śmiertelność niemowląt karmionych sztucznie wzrosła sześć razy, karmionych piersią – nie różniła się od poziomu sprzed wojny.

Do myślenia daje też rozdział poświęcony HIV. Ryzyko zarażenia dziecka przez karmienie piersią wynosi nie więcej niż 20%. W bogatym społeczeństwie Zachodu sprawa wydaje się oczywista: jeśli matka jest zarażona i urodziła zdrowe dziecko, nie powinna karmić go piersią. Jednak w społeczeństwach, w których karmienie sztucznym mlekiem niesie za sobą szereg innych, jeszcze większych niebezpieczeństw dla niemowlęcia, przede wszystkim śmiertelnej biegunki (brak odpowiednich warunków higienicznych, brak wody, opału itp.), należy zawsze rozważyć wszystkie za i przeciw. Warto jeszcze wspomnieć, że przy karmieniu mieszanym – a więc gdy zarażona matka od czasu do czasu poda dziecku pierś, np. gdy zabraknie jej pieniędzy na sztuczne mleko lub nie będzie miała dość czystej wody, żeby je przyrządzić – ryzyko zakażenia gwałtownie wzrasta, m.in. w wyniku zmian w przepuszczalności ścianek jelit. Tymczasem w wielu krajach Afryki, gdzie dostęp do czystej wody ma tylko kilka procent społeczeństwa, a główną przyczyną śmierci niemowląt jest biegunka, kobiety zmusza się do karmienia butelką właśnie w ramach niewłaściwie rozumianej profilaktyki HIV/AIDS.

Jednak autorka nie pisze tylko o krajach ubogich czy w sytuacji kryzysowej. Pisze też o naszym, europejsko-amerykańskim świecie, gdzie postępująca medykalizacja porodu i macierzyństwa połączona z sączonymi od kilkudziesięciu lat hasłami o „niewystarczającej ilości mleka”, „niepełnowartościowym pokarmie” itp. sprawiają, że kobiety rzeczywiście nie umieją, nie mogą i nie chcą karmić. Powszechne w naszym społeczeństwie problemy z laktacją nie istnieją w tzw. kulturach tradycyjnych. Karmienie jest tak oczywiste jak jedzenie czy oddychanie, a dziewczynki uczą się go od dzieciństwa, obserwując matki, babki, siostry, ciotki, starsze koleżanki. Wiedzą, że jeśli przystawia się dziecko, pełnowartościowe, odżywcze mleko pełne wyjątkowych właściwości będzie płynąć. Zdarza się, że karmią też kobiety wiele lat po porodzie (np. babki).

Podtytuł książki brzmi „Ideologia, biznes i szemrane interesy”. Parę razy spotkałam się z uwagą, że trzeba oddzielić karmienie dzieci od ideologii, że w promocji karmienia piersią najbardziej irytująca jest ideologia – rozumiana jako coś złego i niewłaściwego. Tylko co to właściwie znaczy? Ideologią można nazwać każdy zbiór poglądów na temat karmienia czy wychowania dzieci. Za ideologią butelkową stoi przede wszystkim ogromny biznes. Dlatego – jeśli mam wybierać – wolę już ideologię mlecznego cyca. A może raczej ideologię pełnego wyboru kobiety świadomej swojej mocy, zdolnej wyprodukować życiodajny pokarm o ogromnej wartości, którego nie da się sprzedać.

To przez nas upada światowa gospodarka ;-)

8 komentarzy:

  1. Tak Tak Tak!! Lektura godna polecenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyne co mi przychodzi do głowy jako komentarz to: "Biznes is biznes". A koncerny gotowe są zrobić niemal wszystko by omamić pospolitego obywatela.
    Dodam jeszcze, że mleko matki zawiera w sobie jedną z najcenniejszych i najlepiej przyswajalnych form chromu (pikolinian chromu), co w efekcie karmienia piersią przynajmniej do 6-9 miesiąca życia zmniejsza ryzyko wystąpienia u dziecko w przyszłości cukrzycy prawie trzykrotnie. A żeby było śmiesznie do niedawna pikolinian chromu był uznany przez UE za rakotwórczy a co za tym idzie było zabronione jego stosowanie. Tak, więc w pewnym sensie zabraniano karmienia piersią ;-)
    Tak się składa, że u siebie zamieściłem bardzo ciekawy wywiad a autorką tej publikacji, który dotyka sytuacji w naszym kraju:
    http://zdrowieikondycja.blogspot.com/2011/12/matki-nabite-w-butelke.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tylko przez Was. Jest nas więcej - bojkotujących :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No prosze.. A ja na prawde nie rozumiem czemu kobiety Sa take glupie I sie ganja po formule skoro maja cos co jest naturalne I organize matki przygotowuje od momentu poczekac?! Przecierz to nie tylko z kozyscia dla niemowlecia ale I dla matki... Objurczenie macicy, zmiejjszenie razy,a raka piersi...I wiele innych...

    OdpowiedzUsuń
  5. dosun, kobiety nie są głupie. Medykalizacja porodu, oddzielenie dziecka od matki w pierwszych minutach/godzinach po porodzie, brak przykładu ze strony innych kobiet, czasem brak wsparcia ze strony personelu (choć z tym ostatnio jakby lepiej), wszechobecna reklama "cudownego proszku", mnóstwo mitów - to nie ułatwia karmienia piersią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba najczęstszą przeszkodą jest nie brak chęci, możliwości przystawienia zaraz PO tylko histeria ważenia, mierzenie, przybierania na wadze i płynące zewsząd - głównie od pediatrów teksty o tym, że dzieciak pewnie nie dojada, że trzeba dokarmiać, że za mało pokarmu. A od tego momentu do końca laktacji można odliczać dni.

      Usuń
    2. Witam:) pozwolę sobie dołączyć do dyskusji...druga noc po porodzie(awaryjna cesarka) budzę się w nocy, a mleko leje się strumieniem prawie...doczołgałam się do pielęgniarki i proszę uprzejmie o laktator (bo dziecka z niezrozumiałych powodów dostać nie mogłam) i słyszę, że mleko tak szybko po cesarce się nie pojawia... gdybym się wtedy nie uparła, to nic by z karmienia nie wyszło - 2 tygodnie dowożenia pokarmu do szpitala, potem 3 tygodnie prób, kryzys i w końcu sukces:) a miedzy czasie własnie histeria ważenia, groźby, że 2-kilogramowego dziecka to ja swoim pokarmem nie wzmocnię itd, itd. Do tej pory nie wiem jak ja się temu wszystkiemu oparłam.

      Usuń
  6. Ha, zdjecie jak sie patrzy :) oby gospodarce dało popalić :)

    OdpowiedzUsuń