piątek, 5 grudnia 2014

Legenda o Mikołaju

S: Mamo, opowiedz mi o Mikołaju!

Dawno, dawno temu, w pewnym mieście żył sobie pewien biskup. Nazywał się Mikołaj. Mieszkał w pięknym pałacu pełnym drogich mebli, z sufitu zwisały złote żyrandole rozjarzone dziesiątkami świec - bo w dawnych czasach nie było jeszcze elektryczności. Nie brakowało mu niczego, zawsze objadał się świetnym jedzeniem na śniadanie, obiad i kolację, a do tego jeszcze na podwieczorek. Miał dużo wspaniałych strojów i wiele par butów na różne okazje, spał w miękkim łóżku, chodził po kolorowych dywanach, słowem - był bardzo bogaty. I dobrze mu z tym było.

Pewnego dnia biskup Mikołaj wędrował wieczorem ulicami miasteczka. Było zimno i padał śnieg, ale Mikołaj miał bardzo ciepły płaszcz i dobre buty z futerkiem, więc mróz mu nie przeszkadzał. Zwykle jeździl karetą, ale wieczór był piękny i biskup wolał się przespacerować przed kolacją, żeby mieć lepszy apetyt.

Nagle usłyszał, że ktoś płacze. Płacz dobiegał zza okna, które jednak było trochę za wysoko, żeby cokolwiek dostrzec. Mikołaj utoczył ze śniegu kulę, przyturlał pod okno, wdrapał się na nią i zajrzał do środka. W środku przy stole siedziały trzy kobiety. Płakały, bo były bardzo głodne - tego dnia nic nie jadły, ani na śniadanie, ani na obiad, ani na kolację - nie miały nic do jedzenia ani pieniędzy, żeby kupić. Nie miały też już ani jednej świecy - ostatnia dopalała się właśnie na stole. Płomyk zamigotał i zgasł, w pokoju zapadła ciemność. Mikołaj nic już nie widział - słyszał tylko wciąż cichy płacz. 

- Cóż mogę poradzić? - wzruszył ramionami i poszedł dalej. 

Nagle Mikołaj znów usłyszał płacz. Jakiś człowiek szedł ulicą zupełnie boso, a nogi miał już zupełnie sine od mrozu. Człowiek ten przez wiele lat nosił te same buty, wiele razy łatał je i naprawiał, ale w końcu rozpadły się już całkiem. Podeszwa zrobiła się cienka jak kartka papieru i podarła się. Szedł więc boso po śniegu i płakał z zimna.

- Jak ja mogę pomóc temu człowiekowi? - podrapał się po głowie Mikołaj i poszedł dalej.

I trzeci raz usłyszał, że ktoś płacze. Tym razem nie musiał wspinać się do okna - płacz dochodził z małej piwnicy, gdzie urządzono skromne mieszkanie. Mikołaj uklęknął i zajrzał przez małe okienko. Na podłodze przy piecu siedział mały chłopiec w samej cienkiej koszulce. Nie miał innych ubrań, nie miał też ani jednej zabawki. Do tej pory bawił się kawałkiem drewna, który przypominał trochę konika, ale w piwnicy było bardzo zimno i żeby chłopiec nie przeziębił się w swojej cienkiej koszulce, mama wrzuciła kawałek drewna do pieca. Teraz było trochę cieplej, ale nie było już zupełnie żadnej zabawki. Dlatego chłopiec płakał.

- I co ja mogę z tym zrobić? - westchnął Mikołaj i wrócił do swojego pałacu. Tam czekała na niego już ciepła kolacja w rozświetlonym, ciepłym pokoju, a potem gorąca kąpiel i miękkie łóżko. Jednak Mikołaj niewiele zjadł, nie mógł też zasnąć. Myślał o wszystkich ludziach głodnych, biednych, zmarzniętych i nieszczęśliwych, jakich spotkał tego wieczoru...

Wstał z łóżka, ubrał się, załadował do worka dużo dobrego jedzenia - chleb, ser, masło, kiełbasę, wino i suszone owoce, parę mocnych butów, trochę ciepłych ubrań i zabawek... Na ramiona zarzucił duży czerwony płaszcz z kapturem, żeby nikt go nie rozpoznał - i wyruszył na ulice miasta. Cichutko zakradł się do ciemnego mieszkania płaczących kobiet i zostawił na stole jedzenie i świece. Pod progiem człowieka, który tak okropnie marzł w bose stopy, postawił parę butów. W końcu wszedł do domu małego chłopca i przy jego łóżeczku postawił małą paczuszkę z ubraniem - spodnie, sweter, kurtkę i ciepłe skarpety - oraz kilka zabawek - między innymi pięknego drewnianego konika. Dopiero wtedy wrócił do pałacu i położył się spać.

Rano trzy kobiety nie mogły uwierzyć własnym oczom - wreszcie mogły najeść się do syta! Ucieszyły się też, że nie muszą już oszczędzać świec - dzięki temu mogły wieczorami trochę popracować i zarobić dodatkowe pieniądze. Tak samo ucieszył się człowiek, który znalazł na swoim progu piękne, mocne buty - od razu wskoczył w nie, wybiegł na śnieg i zaczął podskakiwać, ale tym razem nie z zimna, ale z radości! A mały chłopczyk? Mały chłopczyk płakał, ale tym razem ze szczęścia. Nie tylko miał już się czym bawić, ale wreszcie mógł się ubrać, wyjść na dwór i ulepić bałwana. A może pomóc mamie dźwigać drewno do palenia w piecu?

Od tej pory Święty Mikołaj każdej nocy wkładał czerwony płaszcz z kapturem, narzucał na plecy worek i cicho wędrował po ulicach, roznosząc podarunki wszystkim, którzy tego potrzebowali. Kto wie, może tak chodzi do dziś? 


Bo kto ma, ten może się podzielić.
Tylko czasem trzeba ulepić śniegową kulę i zajrzeć przez okno do mieszkania, z którego słychać cichy płacz...
Nawet jeśli się jest biskupem.

I dlatego każdego roku 6 grudnia obchodzimy dzień Świętego Mikołaja.

Kopiowanie, drukowanie, opowiadanie i czytanie dzieciom, z wyłączeniem celów komercyjnych, dozwolone i wskazane :-) 

8 komentarzy:

  1. Wielkie dzięki. Wzruszyłam się :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie :). Tak właśnie dziś opowiadałam moim dzieciakom :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Odkryłaś to na nowo. Piękne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne:) Sam tłumaczę córkom, że Święty Mikołaj to nie przerośnięty krasnal z reklam coca coli czy sklepowych wystaw, lecz biskup z dawnych czasów, który został świętym. Teraz mogę im przeczytać tę piękną historię.
    Dziękuję,
    Andrzej

    OdpowiedzUsuń
  5. To wzruszająca historia,pięknie opisana-daje do myślenia przede wszystkim nam,dorosłym.Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny i bardzo poruszajacy opis.

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie taka historia jest bardziej potrzebna w obiegu popkultury niż listy do Mikołaja z prośbą o stosy nowych rzeczy. Pozdrawiam i będę propagować :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie taka historia była nam potrzebna! Już kilka razy czytaliśmy:)

    OdpowiedzUsuń