wtorek, 28 stycznia 2014

Zabugajstwo

Google nie zna tego słowa. Aż do teraz oczywiście. Słyszy się je czasem w Polsce Zachodniej, na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, bo tu pewnie najwyraźniej daje o sobie znać zjawisko, które to słowo opisuje. Ale i tutaj odchodzi już ono w zapomnienie wraz z przemianami na wsi, likwidacją małych gospodarstw, zamianą podwórek w trawniczki, obór w wille, chlewików w grille, a kałuż gnojówki w baseny. Ale jeszcze nie odeszło zupełnie.

Zabugajstwo, inaczej zabużajstwo lub zabużaństwo, to specyficzny rodzaj nieładu przestrzennego, zwykle na wsi lub na przedmieściach, wynikający bezpośrednio z filozofii, według której absolutnie wszystko może się przydać, a przestrzeń jest po to, żeby to wszystko na niej gromadzić. Zabugajstwo wraz z towarzyszącą mu filozofią przypisywane jest głównie ludziom pochodzącym zza Buga i osiedlonych po wojnie w zachodniej części kraju (stąd nazwa), choć wydaje się, że występuje w wielu miejscach również wśród ludności tzw. rdzennej. Cechy zabugajstwa można odnaleźć też na ogródkach działkowych, a nawet w centrach miast.

Szopy, szopki, chlewiki, kurniki, obórki. Dostawki, dobudówki, klatki na króliki, gołębniki, psie budy, kojce, szklarnie, kompostowniki, inspekty. Sterty desek, tyczki, kije, kołki, kupy gruzu, cegieł, piasku, kamieni, eternitu. Zwoje kabli. Stare pralki i lodówki, czasem o wtórnym zastosowaniu. Beczki, kanistry, pojemniki, stare wanny, garnki, garnuszki. Opony, muszle klozetowe, czasem z posadzonymi kwiatkami. Płachty, plandeki, folie. Maszyny rolnicze, w tym połowa albo wszystkie nieczynne i rdzewiejące. Stary wagon. Samochód, a właściwie już tylko karoseria, z trawą rosnącą na siedzeniach. I tak dalej, jeszcze długo można by wymieniać.

Zabugajstwo oczywiście jest określeniem pejoratywnym. Jego przeciwieństwem jest wieś zadbana, czysta, uporządkowana, w której wszystko ma swoje miejsce, a to, co zepsute, po prostu się wyrzuca. Wieś często bez zwierząt, a nawet bez ogródka, pomijając miejsce, gdzie w cieniu cyprysów można rozstawić stolik i krzesła, rozpalić grilla i oddać się rekreacji. 

Jedno i drugie to skrajność, można znaleźć coś pośrodku. Bo trawniki, cyprysiki, porządek i ład przestrzenny mają swój urok, ale... Jeśli spojrzymy z ekologicznego punktu widzenia, zabugajstwo pełni ważną rolę w ochronie wiejskiej bioróżnorodności. Stare ule, kupy gruzu czy patyków, rozsypujące się szopki - mają ogromne znaczenie biocenotyczne. To tutaj znajdują schronienie jeże, łasice, kuny, różne gryzonie, nietoperze, wiele gatunków ptaków, jaszczurki, ropuchy, nie wspominając o ogromnej liczbie gatunków bezkręgowców. Wyrośnie tu też znacznie więcej gatunków roślin niż w ogródku czy na trawniku - gatunki łąkowe, zaroślowe, okrajkowe, ruderalne...

Przyroda lubi bałagan...

Dlatego właśnie, wierni swoim korzeniom, ale także świadomie chroniąc ginącą przyrodę obszarów wiejskich - kultywujemy umiarkowane zabugajstwo. Zapraszamy na spacer ;-)


(to akurat nie nasze, to sąsiada - niedoścignione mistrzostwo zabugajstwa, tam jest wszystko)






O zmianach na wsi pisałam też tutaj.

9 komentarzy:

  1. Jako stu procentowa (genetycznie :) ) zabużajka muszę się nie zgodzić. Otóż określenie to niespotykane jest/było raczej na wsi dolnośląskiej. Musiało powstać na wsiach opolskich, górnośląskich lub wielkopolskich, gdzie ludność zza Buga natrafiła na miejscowych, wychowanych w tradycji wsi germańskiej czy zgermanizowanej. Zabużajstwo (lub chaziajstwo) jest więc drugą stronę "porzundku" czy "ordnungu".
    A zdjęcia ... :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na wsi dolnośląskiej nie, ale na lubuskiej owszem. Ale fakt, że tu u nas sporo ludności miejscowej zostało.

      Usuń
    2. No i my na granicy z Wielkopolską. Może tam, gdzie wszyscy byli zza Buga, nikt nie zauważał zabugajstwa :-)

      Usuń
    3. Ale panuje do tej pory, tylko nazywane jest bardziej współcześnie, po imieniu ;)

      Usuń
    4. U mnie w rodzinie (górny śląsk) o ludności wschodniej mówiło się: Ci zza Buga. Kładąc nacisk na słowo "Buga" jakoś dziwnie go zaciągając. Oczywiście zazwyczaj było to w kontekście negatywnym, ale moja rodzina nigdy tolerancyjna nie była, szczególnie dziadek i tata :-). Dla nich taki obraz kojarzył się z lenistwem, że "im sie nawet placu nie chce pozamiatać" i takie tam bla bla bla :-).

      Usuń
  2. Z zabużaństwem, a właściwie częściej jednak choziajstwem dolnośląskim sprawa ma się jeszcze inaczej. Wędrując po tutejszych wioskach i zagadując z gospodarzami przy okazji załapywania się na kubek mleka (w czasach, gdy krowa w gospodarstwie była czymś zwyczajnym) często słyszałam: a po co mam remontować/porządkować/dbać, jak tu i tak Niemce wrócą? Po co wydawać pieniądze na coś nowego? Lepiej zostawić starocie na podwórku. A nuż się przydadzą, a jak trzeba będzie się wynosć, to nie żal zostawiać. Tu do lat 90-tych widać było niepewność i brak zakorzenienia. Mam w genach i bliskość Bugu (ledwie 2 km przed rzeką) i wielkopolski ordnung. I co prawda gospodarstwo tej "porządniejszej" babci było mniej zagracone, ale w domu był niezamieszkały pokój wypełniony rzeczami, które mogły się przydać - prawdziwy skarbiec dla małolaty. :) No a nadburzańska babcia była zdecydowanie bardziej ekologiczna: każdy odpad był starannie selekcjonowany i zagospodarowywany dla ludzi, zwierząt, ogrodu lub ognia.

    OdpowiedzUsuń
  3. O! I jak u babci :D
    A zabużaństwo praktykuję w swoim mieszkaniu ku rozpaczy rodziców, którzy od czasu do czasu do mnie zajrzą :P Mam w sobie zbyt wiele ukraińskiej krwi, żeby się od korzeni odciąć ;)
    W mieszkaniu mam wieczny bajzel, bo nie wszystko się mieści po szafach, a przecież przydać się może wszystko, prawda? Od starego sznurka, poprzez połamane klipsy do bielizny (bo przecież można je naprawić) i kartony wszelkiej wielkości (bo jak trzeba będzie coś wysłać, to będzie, jak znalazł), ptasie piórka (bo śliczne będą z nich kolczyki) po części przeróżnych instalacji pozostałych po fragmentach remontu (robimy go na raty, bo pieniędzy nie starcza na wszystko na raz). Podejrzewam, że jakbym mieszkała na gospodarce, to w obejściu też bym miała taki artystyczny nieład. Przy tym... na takich zagraconych podwórkach dorastałam bawiąc się z kuzynami i kuzynkami, więc... no, po prostu zabużaństwo mam w sobie zaszczepione od najmłodszych lat ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Mazurach, gdzie się wychowałam, było tak w gospodarstwach ludzi przesiedlonych zza Buga. Moja babcia (dziś 96-letnia), niemiecka Mazurka, sprzątała za to nawet trawę z kurzych kupek, a w kurniku można było jeść z podłogi.
    Ja natomiast miałam sentyment do budek, szopek i składowisk (a zardzewiałe maszyny rolnicze to rzecz niemalże bajkowa).
    Zabugajstwo jest także strawą dla wyobraźni:)

    OdpowiedzUsuń