środa, 1 stycznia 2014

Rok Kury 2013 cz.1

Najpierw była bardzo, bardzo długa zima.
Dzieci się cieszyły, ale wszyscy inni chyba szybko mieli jej dość.


Mnie było właściwie wszystko jedno, bo i tak leżałam i dogorywałam. W domu remonty, sprzątania, przemeblowania, odgrzybiania i inne przygotowania...


Aż w pierwszych cieplejszych promieniach słońca urodził się Tymo.


Zima jednak nie odpuszczała. Atlantyk całkowicie się zablokował, a marzec był rekordowo zimny. Mrozy, śniegi i znikąd nadziei...


...minęła dość oryginalna Wielkanoc...


Czy kiedykolwiek zobaczę jeszcze zieloną trawę?


A potem nagle, niemal od razu przyszło lato i rekordowe temperatury pod koniec kwietnia.


Wszystko rozkwitło. Zaczęły się wyjazdy w teren - raz z jednym dzieckiem, raz z drugim...


...a czasem to w ogóle rodzinnie.


I był maj. Zielono i ciepło. Wreszcie!


Wreszcie dużo zielonego jedzenia w ogrodzie i w sadzie :-)


Tymo w wieku 4 miesięcy zaliczył swój pierwszy park narodowy - niestety lało, ale i tak się liczy :-)


Rozkwitły jaskry, firletki i storczyki. Nikt nie pamiętał już o zimie. 


cdn.

1 komentarz:

  1. Hej! Odkryłam na nowo Twój blog (kiedyś tu tylko przelotnie zajrzałam), zwłaszcza, jak zajarzyłam, że Ty to Ty, to mnie wciągnął:) Gdyby nie te okropne przepisywanki liter i cyfr, pokomentowałabym więcej;) Wspaniałe podsumowanie roku!

    OdpowiedzUsuń