Wszyscy znają piramidę żywienia. Może ona różnie wyglądać, są piramidy wegetariańskie i wegańskie, są bardziej tradycyjne, uwzględniające gdzieś w połowie kurczaka i ryby, a na samym szczycie czerwone mięso. U podstawy mają pieczywo, kasze, makarony i inne produkty zbożowe, wyżej warzywa i owoce, dalej zwykle sery i inne produkty mleczne, jaja, orzechy, oleje i tak dalej. Niektóre "ambitne" piramidy dzielą produkty zbożowe na "złe", czyli oczyszczone, i "dobre", czyli razowe, podobnie z tłuszczami. Ale ogólnie wszystkie te piramidy nie różnią się za bardzo między sobą.
Tradycyjna piramida zakłada, że przez cały rok podstawą diety są nasiona - mąki, kasze, makarony. Zakłada też całoroczną dostępność owoców. Zastanawiam się od jakiegoś czasu, jak ma się piramida do prób odżywiania się produktami sezonowymi, lokalnymi, takimi, które są w naszym klimacie w danym momencie najbardziej dostępne lub dają się w prosty, naturalny sposób przechować. Z przemyśleń tych narodziły się cztery piramidy, zupełnie inne niż powszechnie obowiązujący schemat. Nawiązują one do krótko ujętych zasad, o których już wcześniej pisałam:
Wiosną - jedz liście.
Latem - jedz owoce.
Jesienią - jedz korzenie.
Zimą - jedz nasiona.
Piramidy są z założenia roślinne. Pewnie można byłoby się pokusić o przypisanie produktów zwierzęcych do poszczególnych pór roku, ale to trochę inny temat. Zakładam, że podstawą diety są jednak produkty roślinne. Czy sama odżywiam się w ten sposób? Pewnie nie do końca, choć czasem jestem blisko. Jest to pewna koncepcja teoretyczna, wyznaczenie kierunku - jak każda piramida. A przede wszystkim jest to zaproszenie do dyskusji.
Dzisiaj wklejam piramidę wiosenną, a niedługo także letnią, szczególnie że wraz z majowymi upałami lato coraz wyraźniej puka do naszych drzwi.
PIRAMIDA WIOSENNA
Wiosna to czas liści. Wszędzie jest ich pełno, są młode, a więc smaczne i dobrze strawne, można dodawać je właściwie do każdego posiłku. Stosunkowo niewielką różnorodność liści uprawianych i kupowanych (sałata, szpinak... i niewiele więcej) mogą uzupełniać wszędobylskie dzikie zielska. Jest ich mnóstwo i dają ogromne możliwości. Do szeroko pojętych liści (w znaczeniu kulinarnym, nie botanicznym) zaliczyłam tu też łodygi, czyli rabarbar i szparagi (już się pojawiają!).
Z zeszłego sezonu zostało jeszcze sporo korzeni i nasion. Korzenie to właściwie pokarm całoroczny. Tradycyjnie przechowywane były (i wciąż bywają) w kopcach, współcześnie raczej w chłodniach. Wczesną wiosną są jeszcze całkiem smaczne, im bliżej lata, tym bardziej zwiędnięte, gorzkie i takie sobie. Na szczęście już niedługo pojawią się nowe. Mamy też ciągle spory wybór nasion strączkowych, kasz, mąk, a także ostatnie pestki i orzechy - źródło olejów.
Wiosna zdecydowanie nie jest czasem owoców. Pierwsze truskawki, maliny i czereśnie będą znakiem, że przyszło lato. Na szczęście zostało jeszcze dużo przetworów - kompotów, dżemów, przecierów. W chłodnej piwnicy mogłyby się przechować ostatnie jabłka.
Powiem ci, że czegoś podobnego niedawno szukałam w sieci i nie znalazłam nic satysfakcjonującego;) Dobrze jest odżywiać się lokalnymi i sezonowymi produktami. Ja odkryłam to dopiero niedawno, bo w ogóle od niedawna zaczęłam interesować się zdrowym odżywianiem i to była pierwsza zima, przez którą nie mogłam patrzeć na plastikowe pomidory, sałatę nie mówiąc już np. o truskawkach. Za to podstawą mojej diety była m.in. kapusta świeża i kiszona, pożerałam ją tonami;) A teraz wreszcie przyszła wiosna i cieszę się na nią jak dziecko, tyle młodych warzyw!:)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze 1 pytanie: Czy ty te "zielsko", sama zbierasz? Sama bym chętnie pojadła taką zieleninę różnorodną, ale jak ją zbierać i gdzie i co jeśli ją pomylę z czymś innym?:/