sobota, 23 maja 2015

Kometa nad kryjówką wśród bzu

"Trochę strachu i bezsensownej grozy jest ważnym elementem magii dzieciństwa"
Niania Ogg

Jest ich troje. Najmłodsze ma trzy i pół roku, najstarsze sześć. Młodszych raczej nie wtajemniczają.

Stoją pod gałęziami rozłożystego lilaka. To ich kryjówka. Jedna z gałęzi, niestety, złamana. Obok lekko stratowany pigwowiec i nieco podeptany łan liliowców, odgradzające kryjówkę od ścieżki. Żadne z nich nie umie jeszcze za bardzo czytać, ale najstarsza dziewczynka trzyma przed oczami kolorowankę i przekonująco "czyta" z niej pozostałej dwójce, która słucha z wypiekami na twarzy.
- Tu pisze... że komety... są... wszędzie... - sylabizuje. - Mogą być nawet w domu... albo w samochodzie. W kryjówce też mogą być i w szopie. I komety zabijają ludzi. - Dziewczynka spogląda po twarzach słuchaczy. Maluje się na nich prawdziwa groza. - Tak tu pisze. Że zabijają ludzi NAPRAWDĘ.


Widać, że przynajmniej na moim dziecku, wychowanym w kulcie słowa pisanego, robi to ogromne wrażenie. Łapie leżący na plastikowej taczce tajemniczy przyrząd, czyli kółeczko do puszczania baniek, i kieruje go na niebo. 
- Kometa!!! - wrzeszczy na całe gardło. - Największa na świecie!!! Uciekajmy!!!
- Uciekajmy do TAJNEJ kryjówki!!! - krzyczy dziewczynka. I rzucają się do ucieczki. Niestety przez liliowce. Znikają za domem. Ale tam nie wolno im się bawić. Przede wszystkim za blisko ulicy, niebezpiecznie i nie można ich mieć na oku. Przychodzą Dorośli.
- Ale kometa!!! - W oczach dzieci widać przerażenie. Prawie płaczą. - Zaraz spadnie! Leci prosto na nas!

Nie pamiętam, kiedy zaczęło im się z tymi kometami. Na początku były chyba jakieś ogólne rozmowy o kometach, takich prawdziwych, kosmicznych. Pewnie, czytaliśmy o tym, rozmawialiśmy. Może nawet były pytania, czy taka może spaść na Ziemię, na nasz dom i w ogóle. Uspojakanie, tłumaczenie. Potem zaczęli rozmawiać o tym między sobą. To, co teraz nazywają kometą, nie ma wiele wspólnego z ciałem niebieskim z komą i warkoczem. Czasem rzeczywiście obserwują komety na niebie, ale czasem z rozmów wynika, że to jakieś zwierzęta, bo hodują je i zamykają w klatkach. Jedno jest niezmienne - komety są zagrożeniem. Trzeba się przed nimi chować, trzeba mieć przy sobie specjalny płyn albo pył przeciw kometom, specjalne rośliny albo jakieś urządzenie, które zabezpiecza. A najlepiej szybko uciekać i się chować. Czasem próbują jeszcze ratować i taszczyć w krzaki protestujące dwulatki.

Czasem jakiś Dorosły usłyszy i próbuje poprawiać, tłumaczy, czym są komety, że nie mają zębów, że żaden płyn przed nimi nie uchroni, a tak w ogóle to żadna nie ma zamiaru spadać, a już na pewno nie na nich. Słuchają, kiwają głowami i dalej bawią się po swojemu.

Wiedzą, że to zabawa, że to nieprawda, ale strach jest prawdziwy. Takich zabaw jest dużo, jakiś wymyślony dziad, który skrada się wokół domku w ogrodzie tak długo, aż wszyscy boją się wyjść, nawet zabawa w "a kuku" z niemowlęciem, kiedy na sekundę mama znika i zapada ciemność. Taką zabawą jest też nasze oglądanie horrorów czy czytanie strasznych książek, kiedy przecież wiemy, że to fikcja, ale boimy się jak cholera. Tak samo bawią się szczenięta i kocięta (a czasem też starsze psy i koty), kiedy czają się na siebie, skradają, wyskakują nagle, ścigają w udawanych rolach drapieżnika i ofiary. Nie wiem, jak bawią się naczelne, ale założę się, że podobnie.

Wygląda na to, że nasze mózgi, szczególnie młode mózgi, potrzebują intensywnych ćwiczeń reakcji w sytuacji zagrożenia - do tego stopnia, że stwarzają sobie symulacje groźnych scen i do upadłego ćwiczą, ćwiczą, oswajają strach, trenują zachowania, które wydają im się właściwe, wciąż na nowo, wciąż odnosząc je do zdobywanej wiedzy i doświadczeń. W sytuacji, która naprawdę jest bezpieczna, odczuwają emocje, które pojawiają się w momentach kryzysowych, kiedy wiele zależy od ich opanowania. To, co wydaje nam się bezproduktywną zabawą, destrukcyjną i głośną, jest nabytym w toku ewolucji instynktownym treningiem kontroli najważniejszych emocji, niezbędnej do przetrwania. Jak rozwija się mózg pozbawiony takiego treningu? Trudno powiedzieć, ale chyba warto traktować go poważnie.

5 komentarzy:

  1. Nie wiem jak na to wpadlas, ale to bardzo madre i trafne

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie podobnym etapem jest wyganianie potworow spod lozka przed snem- tez kazdy w mniejszym lub wieszym stopniu przez to przechodzi ;D
    Lubie czytac Twoje obserwacje dzieci, w wieksosci pokrywaja sie z moimi ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie zabawy są ważne sama pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieważne, w jakich czasach żyją, dzieci są zawsze do siebie w jakiś sposób podobne i mają podobne potrzeby. Też bawilismy się w "strachy", do dziś pamiętam ten dreszczyk emocji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super post. Wszyscy- dorośli też- lubią dreszczyk strachu, pod warunkiem, że wiemy, iż tak naprawdę że nic nam nie grozi ;)

    OdpowiedzUsuń