"Trochę strachu i bezsensownej grozy jest ważnym elementem magii dzieciństwa"
Niania Ogg
Jest ich troje. Najmłodsze ma trzy i pół roku, najstarsze sześć. Młodszych raczej nie wtajemniczają.
Stoją pod gałęziami rozłożystego lilaka. To ich kryjówka. Jedna z gałęzi, niestety, złamana. Obok lekko stratowany pigwowiec i nieco podeptany łan liliowców, odgradzające kryjówkę od ścieżki. Żadne z nich nie umie jeszcze za bardzo czytać, ale najstarsza dziewczynka trzyma przed oczami kolorowankę i przekonująco "czyta" z niej pozostałej dwójce, która słucha z wypiekami na twarzy.
- Tu pisze... że komety... są... wszędzie... - sylabizuje. - Mogą być nawet w domu... albo w samochodzie. W kryjówce też mogą być i w szopie. I komety zabijają ludzi. - Dziewczynka spogląda po twarzach słuchaczy. Maluje się na nich prawdziwa groza. - Tak tu pisze. Że zabijają ludzi NAPRAWDĘ.
Widać, że przynajmniej na moim dziecku, wychowanym w kulcie słowa pisanego, robi to ogromne wrażenie. Łapie leżący na plastikowej taczce tajemniczy przyrząd, czyli kółeczko do puszczania baniek, i kieruje go na niebo.
Widać, że przynajmniej na moim dziecku, wychowanym w kulcie słowa pisanego, robi to ogromne wrażenie. Łapie leżący na plastikowej taczce tajemniczy przyrząd, czyli kółeczko do puszczania baniek, i kieruje go na niebo.
- Kometa!!! - wrzeszczy na całe gardło. - Największa na świecie!!! Uciekajmy!!!
- Uciekajmy do TAJNEJ kryjówki!!! - krzyczy dziewczynka. I rzucają się do ucieczki. Niestety przez liliowce. Znikają za domem. Ale tam nie wolno im się bawić. Przede wszystkim za blisko ulicy, niebezpiecznie i nie można ich mieć na oku. Przychodzą Dorośli.
- Ale kometa!!! - W oczach dzieci widać przerażenie. Prawie płaczą. - Zaraz spadnie! Leci prosto na nas!
Nie pamiętam, kiedy zaczęło im się z tymi kometami. Na początku były chyba jakieś ogólne rozmowy o kometach, takich prawdziwych, kosmicznych. Pewnie, czytaliśmy o tym, rozmawialiśmy. Może nawet były pytania, czy taka może spaść na Ziemię, na nasz dom i w ogóle. Uspojakanie, tłumaczenie. Potem zaczęli rozmawiać o tym między sobą. To, co teraz nazywają kometą, nie ma wiele wspólnego z ciałem niebieskim z komą i warkoczem. Czasem rzeczywiście obserwują komety na niebie, ale czasem z rozmów wynika, że to jakieś zwierzęta, bo hodują je i zamykają w klatkach. Jedno jest niezmienne - komety są zagrożeniem. Trzeba się przed nimi chować, trzeba mieć przy sobie specjalny płyn albo pył przeciw kometom, specjalne rośliny albo jakieś urządzenie, które zabezpiecza. A najlepiej szybko uciekać i się chować. Czasem próbują jeszcze ratować i taszczyć w krzaki protestujące dwulatki.
Czasem jakiś Dorosły usłyszy i próbuje poprawiać, tłumaczy, czym są komety, że nie mają zębów, że żaden płyn przed nimi nie uchroni, a tak w ogóle to żadna nie ma zamiaru spadać, a już na pewno nie na nich. Słuchają, kiwają głowami i dalej bawią się po swojemu.
Wiedzą, że to zabawa, że to nieprawda, ale strach jest prawdziwy. Takich zabaw jest dużo, jakiś wymyślony dziad, który skrada się wokół domku w ogrodzie tak długo, aż wszyscy boją się wyjść, nawet zabawa w "a kuku" z niemowlęciem, kiedy na sekundę mama znika i zapada ciemność. Taką zabawą jest też nasze oglądanie horrorów czy czytanie strasznych książek, kiedy przecież wiemy, że to fikcja, ale boimy się jak cholera. Tak samo bawią się szczenięta i kocięta (a czasem też starsze psy i koty), kiedy czają się na siebie, skradają, wyskakują nagle, ścigają w udawanych rolach drapieżnika i ofiary. Nie wiem, jak bawią się naczelne, ale założę się, że podobnie.
Wygląda na to, że nasze mózgi, szczególnie młode mózgi, potrzebują intensywnych ćwiczeń reakcji w sytuacji zagrożenia - do tego stopnia, że stwarzają sobie symulacje groźnych scen i do upadłego ćwiczą, ćwiczą, oswajają strach, trenują zachowania, które wydają im się właściwe, wciąż na nowo, wciąż odnosząc je do zdobywanej wiedzy i doświadczeń. W sytuacji, która naprawdę jest bezpieczna, odczuwają emocje, które pojawiają się w momentach kryzysowych, kiedy wiele zależy od ich opanowania. To, co wydaje nam się bezproduktywną zabawą, destrukcyjną i głośną, jest nabytym w toku ewolucji instynktownym treningiem kontroli najważniejszych emocji, niezbędnej do przetrwania. Jak rozwija się mózg pozbawiony takiego treningu? Trudno powiedzieć, ale chyba warto traktować go poważnie.
Wygląda na to, że nasze mózgi, szczególnie młode mózgi, potrzebują intensywnych ćwiczeń reakcji w sytuacji zagrożenia - do tego stopnia, że stwarzają sobie symulacje groźnych scen i do upadłego ćwiczą, ćwiczą, oswajają strach, trenują zachowania, które wydają im się właściwe, wciąż na nowo, wciąż odnosząc je do zdobywanej wiedzy i doświadczeń. W sytuacji, która naprawdę jest bezpieczna, odczuwają emocje, które pojawiają się w momentach kryzysowych, kiedy wiele zależy od ich opanowania. To, co wydaje nam się bezproduktywną zabawą, destrukcyjną i głośną, jest nabytym w toku ewolucji instynktownym treningiem kontroli najważniejszych emocji, niezbędnej do przetrwania. Jak rozwija się mózg pozbawiony takiego treningu? Trudno powiedzieć, ale chyba warto traktować go poważnie.
Nie wiem jak na to wpadlas, ale to bardzo madre i trafne
OdpowiedzUsuńPewnie podobnym etapem jest wyganianie potworow spod lozka przed snem- tez kazdy w mniejszym lub wieszym stopniu przez to przechodzi ;D
OdpowiedzUsuńLubie czytac Twoje obserwacje dzieci, w wieksosci pokrywaja sie z moimi ;D
Takie zabawy są ważne sama pamiętam.
OdpowiedzUsuńNieważne, w jakich czasach żyją, dzieci są zawsze do siebie w jakiś sposób podobne i mają podobne potrzeby. Też bawilismy się w "strachy", do dziś pamiętam ten dreszczyk emocji :)
OdpowiedzUsuńSuper post. Wszyscy- dorośli też- lubią dreszczyk strachu, pod warunkiem, że wiemy, iż tak naprawdę że nic nam nie grozi ;)
OdpowiedzUsuń