niedziela, 28 września 2014

W bagiennym lesie

Właśnie wróciłam z konferencji "W dziką stronę" organizowanej przez ODE Źródła w ramach projektu pod tym samym tytułem - o edukacji przyrodniczej. O czym było dokładnie - długo by opowiadać, wklejam więc program:
Wiele wystąpień odwoływało się wprost do książki "Ostatnie dziecko lasu" Richarda Louva - książki o zespole deficytu natury, który dotyka coraz większej liczby dzieci w naszej części świata i który mniej lub bardziej bezpośrednio jest przyczyną większości dziecięcych problemów – otyłości, problemów zdrowotnych, zaburzeń psychicznych, a nawet ADHD, które staje się współczesną epidemią. Louv przytacza wiele badań potwierdzających, że przyroda to nie tylko produkcja żywności i tlenu oraz zasoby do wyeksploatowania – kontakt z przyrodą jest nam niezbędny do funkcjonowania, jest warunkiem zdrowia (również psychicznego), jest też niezbędny dzieciom do prawidłowego rozwoju. Tymczasem obecnie dorastające pokolenie jest konsekwentnie od przyrody odcinane, nie tylko przez telewizję i komputer, ale też przez samych dorosłych, którzy w obsesji kontrolowania i zarządzania dzieciństwem pozbawiają swoje potomstwo czegoś bardzo ważnego. Przyroda jawi się jako niekontrolowana i groźna, pełna niebezpieczeństw, a bliski, spontaniczny kontakt z nią jest nie tylko ograniczany, ale wręcz kryminalizowany. „Syndrom Baby Jagi” pogłębiają też środki masowego przekazu, podsycające lęk makabrycznymi obrazami.

Właśnie o "syndromie Baby Jagi" mówiłam w swoim wystąpienu. Przeprowadziłam niewielką ankietę wśród rodziców dzieci w wieku szkolnym - ankietę o tym, jak dzieciaki spędzają czas, ale też o obawach rodziców związanych z przyrodą. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że ponad 30% ankietowanych uważa pola uprawne za nieodpowiednie miejsce na spacery z dziećmi, ponad 50% nie pozwoliłaby bawić się tam swoim dzieciom samodzielnie. Moje dzieciństwo spędziłam włócząc się po polach, wędrując miedzami, leżąc wśród falujących zbóż... 30% dzieci nigdy nie było w podmokłym, wilgotnym lesie łęgowym, kolejne 30% bywa tam nie częściej niż raz na kilka lat. 

No to my poszliśmy przedwczoraj.

* * * * * * *

- Mama, a chodźmy do tego lasu, gdzie są bagna po obu stronach drogi, a na końcu rzeka i pomost!
- No dobra, ale tam nie ma jadalnych grzybów. Nic nie nazbieramy.
- Ale ja nie chcę zbierać grzybów, ja chcę do lasu z bagnami.

No to poszliśmy do lasu z bagnami. Nieodpowiedniego dla dzieci według 35% respondentów.


Bagna rzeczywiście były.


Ale były też bagienka w odpowiedniej skali.


Co - lub kto - może ukrywać się w takiej dziupli?


Wreszcie dotarliśmy do celu (dolina rzeki - nieodpowiednia dla dzieci według 23% respondentów, 15% dzieci nie było nigdy). Mama, a dlaczego woda po jednej stronie mostu jest gładka, a po drugiej falowata? :-)


Mama, zrób mi zdjęcie z tą piękną rzeką...


A działo się to w rezerwacie Kręcki Łęg (i w okolicy), coraz bardziej jesiennie kolorowym... Pamiątkowe zdjęcie pod tablicą w mokrych kaloszach i z jesiennymi łupami.

5 komentarzy:

  1. Dzieciństwo spędziłam w sadzie. Dla mnie to był dziki las. Mieszkałam w mieście, ale tu spędzałam wiele dni - w sadzie mojego ojca.

    Potem, jak już byłam większa, to jeździłam rowerem po polach, lasach, nad jezioro.

    Moje biedne miejskie dzieci puszczamy w każdy kawałek natury, jaki się da. Ale mój sad z dzieciństwa już wyrwany :(.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzien Dobry Marto,

    bardzo sie ciesze, ze znalazlam twojego bloga. W jednym z twoich wczesniejszych wpisow wspomnialas juz o tej ksiazce i od razu ja sobie kupilam. Jestem jescze w trakcie czytania, ale juzt eraz otworzyla mi oczy na wiele rzeczy. Sama wychowywalam sie na wsi, spedzajac caly dzien z innymi dziecmi na lakach, nad rzeka, bez opieki doroslych. Obecnie mieszkam w miescie. Staramy sie z mezem, by nasz czterolatek jak najwiecej czasu spedzal na swiezym powietrzu. Ale widze, ze to nie jest TO. Zabawa w uporzadkowanym parku, brak mozliwosci odkrywania natury na wlasna reke i z innymi dziecmi, od czasu do czasu wypad w gory. Rowniez u siebie i u wielu moich znajomych, ktorzy w swym dziecinstwie cieszyli sie wolnoscia na lonie natury, zauwazylam ta tendencje do syndromu Baby Jagi. Czas to zmienic :)

    Mama Younesa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się wychowałam na blokowisku, ale było mu chyba bliżej natury, niż teraz w miejskim parku. Teraz budownictwo się bardzo uporządkowało i to już nie zabawa, latać po zapłoconym placu zabaw. Na szczęście większość miast przylega do kompleksów leśnych, ba, nawet niektóre miasta je zawierają (Łódź, Warszawa), więc z dostępem do lasu nie ma aż tak dużego problemu. Tylko ciężko tam samochodem dojechać, bo nie można pod lasem zaparkować i to jest większy problem. W umysłach ludzi, żeby wybrać się do lasu nie samochodem, ale komunikacją zbiorową, np. wziąć plecaki, kosz piknikowy i pojechać pociągiem.

      Usuń
  3. Zespół deficytu natury, o matko, to już trzeba na konferencje chodzić, żeby wpaść na to, że zamiast zawieźć dziecko na zakupy do sklepu - lepiej spędzić z nim weekend w lesie? Nam to nie grozi, hehe, las jest naszym królestwem. Omijamy tylko rezerwaty, bo tam nie wolno chodzić poza ścieżkami, a my właśnie głównie lasem chodzimy, na azymut (Kluska miała 7 miesięcy jak z nią w nosidle po podmokłych łąkach chodziliśmy). Rowery spinamy w zaroślach i idziemy przed siebie, a potem kółko i powrót. Każdemu polecam, niestety jakoś to nie bardzo chwyta. Bo robaki, bo pajęczyny, bo brudno i dziecko się pokłuje jeżynami albo oparzy pokrzywą. No wielkie halo, i co z tego? Taka zabawa!

    OdpowiedzUsuń