...a właściwie Kogut, ponieważ całe starania o tenże hojny zasiłek były udziałem mojego męża, to on wypełniał papiery, potem wypełniał kolejne papiery, woził, okazywał, kopiował, pobierał oświadczenia i formularze i w ogóle przeszedł przez całą tę karkołomną procedurę, za co cześć mu i chwała.
Skusiliśmy się na to becikowe, bo w sumie na pieniądzach nie śpimy, tysiąc na ulicy nie leży, przyda się, choć z becika dziecko dawno wyrosło, w sumie tyle temu państwu oddajemy, to może i ono nam coś teraz da. Należy się. No i poprzednio było łatwo. Wniosek, świstek od lekarza i kasa na koncie.
Tym razem było inaczej.
Pojechał mąż do OPS-u.
- Chciałbym formularz wniosku o becikowe - poprosił optymistycznie.
- Trzeba ustalić dochód z roku poprzedzającego urodzenie dziecka - powiedziała pani. I rozpoczęła wywiad.
- Pracowali państwo na etacie? Nie? A gdzie? Własna działalność? To będzie formularz ten, ten i ten do wypełnienia. Umowy o dzieło? To będzie to oświadczenie - tu trzeba wypisać wszystkie umowy i dołączyć. Za siebie i za żonę. I kopię PITa. I najlepiej wziąć zaświadczenie ze skarbówki na każdego z osobna. Czy trzeba? Nie, nie trzeba, ale tam będzie wypisany przychód, dochód, koszty... tak jak w tym formularzu. Aha, i jeszcze rolnicy... to będzie jeszcze ten formularz, ile hektarów. Bo z hektarów też liczy się dochód. Najlepiej wziąć zaświadczenie z Urzędu Gminy, tam będzie napisane dokładnie ile kto ma. No i lekarskie oczywiście. I ksero dowodów. I akt urodzenia dziecka - oryginał do wglądu.
Mąż wrócił z dużą teczką papierów. Rozłożyliśmy je na podłodze.
- Dużo tego - mówię. - Ale zaraz, przecież nie wszystko trzeba wypełniać. To, to i to jest dwa razy...
- Bo dla każdego z nas trzeba osobno.
- Ale przecież oni i tak będą to zaraz dodawać, żeby policzyć łączny dochód... To po co rozdzielać, skoro dochód liczą łącznie? Poza tym przecież to wszystko jest w PIT...
- To nic, ale pani powiedziała, że trzeba przepisać. Albo przynieść papierek ze skarbówki. I dołączyć kopię PITa. I wszystko oddzielnie.
I zaczął mój mąż wieczorami wypełniać, obliczać, wyliczać, dodawać i dzielić, szukać załączników, wypisywać po kolei swoje umowy, przepisywać kolumny cyfr z PITów.
- Ile płaciłaś podatku VAT, rozliczałaś się kartą podatkową czy ryczałtem...? - pyta.
- To nas nie dotyczy - mówię. - Rozliczałam bez VATu i na zasadach ogólnych. Jeden papier mniej!
- No nie wiem... - odpowiada mój mąż, ale odkłada papier.
- No dobra, a gospodarstwo? Przecież jest na ojca formalnie... on zgarnia wszystkie dopłaty za ziemię i w ogóle...
- Hmm... to chyba trzeba jechać zapytać...
Pojechał, zapytał. Oczywiście wypełniać trzeba. Liczy się, ile mamy hektarów. Przeliczeniowych, nie tych zwykłych. Za jeden hektar liczą coś ponad 400 zł przychodu.
Mamy nieco ponad jeden hektar. Wilgotna łąka i trochę bagna, ale tego pani z OPS już wiedzieć nie musi. Chyba.
Tylko oświadczenie trzeba napisać, że to udział w gospodarstwie teścia. Dobra wiadomość - jeśli hektary są wspólne, nie trzeba dzielić ich na pół, tylko przypisać jednemu z małżonków. Ale musi być dokładnie co do ara, więc to zaświadczenie z Urzędu Gminy... No dobrze, pojechał mąż do Urzędu Gminy, złożył wniosek o zaświadczenie, zrobił zakupy w Biedronce, pokręcił się po parku, odebrał, podpisał na kopii, że odebrał i wrócił do domu.
Oglądamy, czytamy. Okazuje się, że hektary (właściwie hektar i trochę) podane w zaświadczeniu są niezgodne z tym, co mamy w akcie notarialnym i papierach (też z Urzędu Gminy), na podstawie których mamy wyliczany podatek rolny.
- To nic - mówię. - Chcieli zaświadczenie, to mają. Ono jest ważne.
Oglądamy, czytamy. Okazuje się, że hektary (właściwie hektar i trochę) podane w zaświadczeniu są niezgodne z tym, co mamy w akcie notarialnym i papierach (też z Urzędu Gminy), na podstawie których mamy wyliczany podatek rolny.
- To nic - mówię. - Chcieli zaświadczenie, to mają. Ono jest ważne.
Po wypełnieniu wszystkich formularzy, skopiowaniu załączników, dowodów, aktu urodzenia itp.mój pełen optymizmu mąż pojechał złożyć wniosek.
Ale to nie był koniec :-)
c.d.n. :-)
Ale to nie był koniec :-)
c.d.n. :-)
O rany, widzę że miałam szczęście załapując się na becikowe bez PITu. I tak na ostatnią chwilę wypełniałam papier, bo od nowego roku wprowadzali nowe przepisy i trzeba się było wyrobić z wnioskiem do któregoś grudnia (wcale nie do 31) i dowiedziałam się o tym kilka dni przed ostatecznym terminem. A wypełniałam tylko jeden papier! No i na szczęście rolnika w mej rodzinie nie było od ponad stu lat, zaczynam tego widzieć coraz większe zalety ;)
OdpowiedzUsuńOraz mała prośba o wyłączenie captcha w komentarzach, wpisywanie tych cyfr jest straszne. Już lepsza moderacja komentarzy.
Bo zamiast po bożemu podbijać kartę na zakładzie o 7 rano to wymyślają, że działalność, że dzieła i jeszcze rolnik w dodatku...
OdpowiedzUsuń