S: Mama, a ile nóg ma kleszcz?
M: Osiem. Tak jak pająk.
S: A ile nóg ma... kura?
M: No, ile?
S: Jedną!
M: Hmm... nie znam takiej kury!
S: A ile nóg ma koza?
M: Może... dwie?
S: Nie!
M: Nie? A ile?
S: Cztery!
M: Cztery.
S: A ile mama ma nóg?
M: No to trzeba policzyć. Raz...
S: Dwa. Dwie nogi.
M: A ty ile masz?
S: Też dwie.
Siedzimy obok siebie, tak że nasze nogi stykają się. I nagle mój syn wymyślił dodawanie.
S: A ile nóg ma mama ze mną połączona?
M: Połączona? Jak to... aha. No to policzymy.
S: Raz... dwa... trzy... cztery. Cztery! A ile nóg ma... kura połączona z kozą?
M: Kura połączona z kozą?
S: A ile nóg ma kura połączona z kozą?
M: Może narysujemy to?
S: Tak.
Rysuję kurę, a przynajmniej coś na kształt. I kozę. Między nimi stawiam plus.
S: A czemu tu jest taki krzyżyk?
M: To znak dodawania, bo dodajemy nogi. Ile nóg ma kura?
S: Raz, dwa... Dwie.
M: A koza...raz, dwa, trzy, cztery... cztery. To ile będą miały połączone? Dawaj palucha...
S+M: Raaaz... dwa... trzy... cztery... pięć... sześć.
M: Sześć nóg.
S: A co będzie jak się połączy kurę z kozą?
M: Hmm... nie wiem, może kurokoza?
S: Mama narysuj kurokozę!!!!
No to narysowałam :-)
A jajka znosi? A mleko daje? Jeśli 2 x tak, to jestem zachwycona! ;-)
OdpowiedzUsuńJajka pewnie znosi, ale z mlekiem może być kiepsko, bo nie ma wymion :-) Chyba że gdzieś ukryte.
UsuńMoże to samiec? ;-)
UsuńŚwietne!!! To kolejny dowód potwierdzający moje przekonanie, że to rodzice powinni uczyć swoje dzieci a nie szkoła. To właśnie takie sytuacje najlepiej je uczą i kształtują, zaczynają same myśleć, kombinować. W szkołach mówi się o pobudzaniu i rozwijaniu wyobraźni dzieci, ale po co skoro one mają ją większą niż dorosły. Fajnie, że opisujesz takie drobne, ale wielkie sytuacje.
OdpowiedzUsuńOlu, uczysz dzieci w domu?
UsuńA może Ty, Marto?
:-) jeszcze nie mam swoich dzieci, ale mam już wizję na ich wychowanie. Będziemy uczyli je sami wszystkiego: wiedzy o przyrodzie, o życiu, o gwiazdach, czytania, liczenia, języków, szacunku do wszystkiego co nas otacza i co żyje. Liczę na to, że i rówieśnicy do zabawy się znajdą. Za nic nie chciałabym posyłać dzieci ani do przedszkola ani do szkoły. To co się tam teraz wyrabia to jakaś paranoja, rewia mody, stres i pęd do tego żeby jak najszybciej stać się dorosłym.
UsuńCoraz więcej rodziców tak myśli.
UsuńChociaż ruch nadal raczkuje, to coraz nas więcej ;-)
Pozdrawiam :-)
Moje jeszcze za małe na szkołę, ale - tak, uczę, a właściwie same się uczą. I w przyszłości możliwe, że też tak będzie.
OdpowiedzUsuńCudnej urody Kuroza :D
OdpowiedzUsuńJa w tym roku dorabiam się stadka zielononóżek i jednej kózki. Wybieg początkowo wspólny, więc kto wie, co z tego wyniknie - może takie właśnie kurozy?
Super plan ;-) Przemyśl ten wspólny wybieg, kury i kozy mają wspólne choroby, poza tym czasem koza bodzie kury i może zrobić im krzywdę.
UsuńJest Pani najgenialniejszą matką pod słońcem!
OdpowiedzUsuńI jeszcze ta słoma :) W dodatku pięknie pani pisze. Czytam od ponad godziny chyba i nie mogę się oderwać. Tak się cieszę, że tu przypadkiem trafiłam!