Takiej Niedzieli Palmowej za mojego życia nie było.
W nocy termometr pokazał -19,6. Przy oknie.
Palmy? Bazie? Cóż, może gdzieś są jakieś bazie, ale nie ryzykowaliśmy zimowego off-roadu przez zaśnieżoną dolinę Leniwej Obry.
Biało, biało, biało... śnieg skrzypi, srebrzy się, migocze, oślepia, bo słońce marcowe już porządnie świeci.
Na polach biała płaszczyzna znaczona tylko śladami - głównie ludzi i psów, czasem myszy czy zajęcy... Podobno na początku marca przyleciały skowronki. Mam nadzieję, że dobrze się schowały.
A bliżej domu - na śniegu przede wszystkim ślady ptaków. O nich za chwilę więcej.
Ostatnio wklejałam zdjęcie przebiśniegów. Hmm... chyba kiepsko im idzie.
Koza Beata czeka niecierpliwie na wiosnę, zieloną trawę, młode liście... Gdzie ta wiosna?
Kury mimo mrozu wychodzą chętnie i ustawiają się pod nagrzaną słońcem ścianą kurnika. Chętnie pogrzebałyby już w ziemi, poszukały dżdżownic, poskubały młode liście mniszków... A tu szron osiada na piórach. Kogut nam piękny przez zimę wyrósł i fantastycznie pieje.
Ale miało być o ptakach, i to nie tylko kurach. Bo tyle różnych ptaków nigdy przy naszym karmniku nie było. W sumie odwiedza nas w ostatnich dniach 12 gatunków - w tym takie, których nigdy przy naszych parapetach nie było. Cóż, ta zima dawno powinna się skończyć. Badyle na polach dawno obrane z resztek nasion, głogi, róże i jarzębiny dokładnie odziobane z owoców, coraz trudniej znaleźć pożywienie. A mróz trzyma, a śnieg pokrywa wszystko szczelną białą skorupą... Trzeba sobie jakoś radzić.
Oczywiście są sikory - bogatki i modraszki. Tych pierwszych najwięcej.
Kręci się kilka mazurków z plamką na policzku i bardzo rzadkie zwyczajne wróble - kiedyś chyba najpospolitsze ptaki na wsi, obecnie raczej to gatunek miejski. Mamy nadzieję, że w tym roku jakaś para zagnieździ się wreszcie przy naszym kurniku.
Całe stadko bandyckich dzwońców oraz maleńkich, ale bardzo walecznych czyży - jeden czyżyk potrafi zawłaszczyć cały parapet i rozkładając skrzydła, odpędzać wszystkie inne, w tym dużo większe od siebie ptaki. Czyże w ogóle się nie boją i okupują karmnik, nawet jeśli się stoi tuż przy szybie, a nawet w nią stuka, wołając paki, paki! ama paki! i tak dalej. To czyżyki przelotne, spędzające u nas zimę - powinny już dawno odlecieć na północ...
Inny gatunek, dla którego Polska to "ciepłe kraje", do których odlatuje na zimę, to jer. Kilka pięknych jerów odwiedza wciąż nasz karmnik, czekając z odlotem na prawdziwą wiosnę, a razem z nimi ich pospolite "rodzime" krewniaczki - zięby.
Dwa gatunki, które wyjątkowo przyleciały do naszego karmnika - nigdy ich jeszcze tu nie widziałam - to szczygieł i kilka pięknych grubodziobów. Grubodziób i czyżyk walczące o ziarnko słonecznika wyglądają jak Dawid i Goliat. Oczywiście waleczny czyżyk nie boi się grubego dzioba.
Ostatnie dwa gatunki trzymają się raczej sadu, chociaż jabłek na drzewach i pod drzewami już prawie nie ma. To kosy i kwiczoły. W grudniu i styczniu miały tu mnóstwo jedzenia. Chyba trzeba będzie wysypać im trochę zapasów jabłek z piwnicy, i tak wszystkich nie zdążymy zjeść, już zaczynają się psuć.
Dzwoniec
Bogatki całą bandą
Zuchwały czyżyk
I jer wybitnie nieostry, ale wklejam go, bo wygląda jak ozdoba na choinkę - chyba ktoś tu pomylił święta...
U nas może początek wiosny nie jest aż tak ostry bo w nocy tylko gdzieś około -10 :-), śniegu niewiele więc rośliny będą nieco bardziej poszkodowane bo nie mają białej pierzyny. My również zauważyliśmy ptaki, których wcześniej nie było (a może po prostu nie zwracaliśmy uwagi): zięby, pliszka siwa, dzięcioły, drozdy itd.
OdpowiedzUsuńTu gdzie mieszkam trudno przekonać nieuświadomionych domowników, żeby nie rozrzucali po podwórku resztek z obiadu: makarony, chleby, mięcho itd. bo to ptakom nie służy (moim zdaniem), poza tym kiedy zaczną rosnąć warzywa powinny one zjadać szkodniki z roślin a nie makaron z glutenem. Ciężko dbać o równowagę w naturze gdy nie mieszka się samemu :-). Pozdrawiam.