niedziela, 5 kwietnia 2015

Nasza mała Białowieża

Wiosna przyszła. Zimno jeszcze, rano przymrozki hartują może trochę za mocno moją wschodzącą rzodkiewkę i szpinak, w dzień co chwilę sypie gradem i wygania kozę z coraz bardziej zielonego pastwiska.

Dawno nie byłam w lesie. Poszliśmy dziś wieczorem ze starszym synkiem do naszego najbliższego prawdziwego lasu - rezerwatu Kręcki Łęg. Nie jest to bardzo stary las, jeszcze 100 lat temu była tu mozaika lasu (w tym starych dębów), zarośli i użytkowanych pastwisk. Potem zbudowano nasyp kolejowy, odcinając gospodarstwa od pastwisk... ale to zupełnie inna historia, chociaż warta opowiedzenia - może kiedyś. W każdym razie w latach 80-tych zjawili się tu moi rodzice, zachwycili się tym kawałkiem dzikiej przyrody, nazwali "naszą małą Białowieżą" i postarali się o utworzenie rezerwatu. Kilka lat później mój mały wówczas brat nazwał ten las bardzo trafnie Lasem Chaszczowym. Mój syn nazywa go Lasem Bagiennym albo Lasem z Dzikami.

Bagna szukaliśmy, bo Stach strasznie chciał, niestety w olszynach sucho, poziom wody strasznie niski. Kiedy rezerwat powstawał w latach 80-tych, rów otaczający rezerwat był na wiosnę trudny do przebycia, a na łąkach dookoła gnieździły się czajki. Dziś większość łąk to pola, a rów jest od wielu lat całkiem suchy. Kręcki  Łęg staje się powoli Kręckim Grądem...

- Nie tak sobie to bagno wyobraziłem... - powiedział rozczarowany Stach, który już widział różne bagna i wie, jak powinno bagno wyglądać.

Ale i tak jest to magiczne miejsce, mała enklawa dzikości w odległości dłuższego spaceru od naszego domu.

W rezerwacie w ostatnich latach przybyło bardzo dużo martwego drewna. Wszystkie jesiony przewróciły się i teraz są miejscem życia niezliczonych ilości owadów, roztoczy, grzybów, bakterii... a także roślin, ptaków, gryzoni. To nie cmentarz drzew - w martwych drzewach tętni życie.



Przerwa na wielkanocnego mazurka, na pierwszym planie szczyr trwały, typowa roślina lasów łęgowych.


Fragment czaszki dzika. Niestety dookoła rezerwatu stoją ambony, skąd panowie myśliwi walą do wszystkiego, co z rezerwatu wysunie nos. Ranne zwierzęta chowają się w gąszczu i tutaj umierają. Ta żuchwa jest dość stara, rośnie na niej mech, ale podobno w drugiej części rezerwatu leży inny martwy dzik... Stach był pod wrażeniem dziczych kłów...


...chociaż spodziewał się, że będą ostrzejsze :-)


Do domu wróciliśmy w porze kolacji, mycia i spania. To był długi spacer, w sam raz na wielkanocne kalorie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz