Plan był taki, że tata kładzie Tyma na popołudniową drzemkę, a my idziemy sprawdzić, czy w lesie są grzyby. Ale ledwo zdążyliśmy dojść przez przeorane pole do pierwszej drogi, na horyzoncie objawiła się wielka czarna chmura, a z oddali usłyszeliśmy grzmoty. Odwiedziliśmy więc już tylko znajome krzaczki z mirabelkami, schowaliśmy kozę i w ostatniej chwili wróciliśmy do domu - bo chmura zbliżała się szybko.
Błyskało, grzmiało, wiało, deszcz uderzał o szyby, płynął rzeką po ulicy za oknem. Zgasły światła, wyłączył się komputer, zniknęła woda w kranie... A potem burza minęła, na niebie pokazała się tęcza i wyszliśmy.
Podwórko było pełne wspaniałych kałuż pełnych ciepłej, pachnącej wody :-)
...która wkrótce zamieniła się w błoto :-)
Potem okazało się, że po kilku przebiegach z kaloszy trzeba wylewać wodę, więc zdjął kalosze.
Potem... potem to ja zdjęłam buty. I odłożyłam aparat.
I tak naprawdę to wtedy zaczęło się największe szaleństwo :-)
A potem... potem było trudniej. Też tak macie, że prawie każda zabawa, szczególnie taka dzika, zwariowana, kończy się eskalacją i łatwo prowadzi do konfliktu? Biegamy po wodzie i błocie. Skaczemy. Jesteśmy mokrzy i brudni. Jest super! Ale nagle pojawia się pomysł, żeby wyrywać z błota kępy trawy i rzucać nimi. Protestuję, bo to wspólny trawnik, nie chcę żeby go niszczyć. No to pojawia się protest przeciw protestowi i rzucanie tymi kępami w mamę. Próbuję obrócić rzecz w zabawę, ale coraz mniej mi się to podoba. Maksymalnie pobudzone i rozchichotane dziecko, zakazana czynność, niszczenie, agresja, ja coraz bardziej wkurzona i bezsilna...
Na szczęście pojawił się tata i jakimś cudem rozładował sytuację. Poszli karmić kury czy coś w tym rodzaju.
Woda w kranie wróciła dopiero kiedy (brudne) dzieci już spały :-)
Latałam boso po ciepłych kałużach wiele razy w dzieciństwie. Na rodziców nie mogłam pokrzyczeć, ani tym bardziej porzucać w nich trawą. Nie odważyłabym się.
OdpowiedzUsuńWiesz co? Twoja historia jest fajniejsza. Bo Twoje dzieci mogą się na to odważyć. I to jest super.
Myślałam, że tylko u nas tak jest:) jak dzieciak się za bardzo rozkręca to wiem, że zaraz będzie kłótnia i foch:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tez tak mamy! i zawsze mi przykro, gdy fajne momenty koncza sie awantura..... wiec mnie pocieszylas
OdpowiedzUsuńW wielu aspektach zachowanie i wychowanie dzieci jest tożsame z zachowaniem i wychowaniem psów. Jakem psiara, bezdzietna póki co, uśmiecham się czytając posta i kiwam głową: "tak, u mnie jest podobnie. Eskalacja endorfin zazwyczaj kończy się jakimś idiotycznym i nie do końca happy endem".
OdpowiedzUsuń