Mój pierwszy aparat dostałam na dziesiąte urodziny. Była to malutka Smena Symbol, kultowy sprzęt, z rysunkami słoneczka i chmurki, które pomagały ustawić przesłonę. Potem było trochę zdjęć Practicą rodziców, potem przez wiele lat służył mi Zenit - no i wreszcie nastąpiła wielka rewolucja w fotografii i weszły cyfrówki. Ale z największym sentymentem wspominam właśnie tę pierwszą Smenę. Raz na miesiąc dostawałam 24-klatkowy, czarno-biały film, który mogłam wypstrykać według uznania. Kilka pierwszych filmów wywoływał znajomy w domowej ciemni, potem dostawałam te parę zdjęć, które się udały - pachnące, z białą ramką. Gdzieś jeszcze leżą na strychu.
Niesamowite, jak bardzo zmieniła się fotografia przez ten czas.
Kiedy mój intensywnie eksploatowany FinePix wyzionął ducha, zastanawiałam się - co kupić? Wybór padł na sprzęcik, który nie tylko będzie nadawał się dla mnie do zdjęć dokumentacyjnych - przyrodniczych, rodzinnych - ale też będzie odpowiedni dla czterolatka. Przede wszystkim odporny - żeby nie zepsuł się od razu, jeśli wpadnie do kałuży albo zostanie upuszczony. Raczej tani, żeby nie było szkoda, nieduży, żeby zmieścił się w mojej kieszeni i w rączce dziecka. I prosty w obsłudze. Wybór padł na Nikon Coolpix S32. Żółta cytrynka, dobrze widoczna zarówno w trawie, jak i w chaosie zagraconego mieszkania. Pomyślałam, że przyrodnicy i dzieci mają wiele wspólnego.
Stach bierze aparat i robi setki zdjęć. Większość wywalam, chociaż z bólem, ale szkoda mi gigabajtów pamięci. Nad niektórymi się zatrzymuję, zostawiam. Może niektóre "wywołam" - zrobię odbitki. Będą leżeć kiedyś u niego na strychu. Ale wcześnie zaczyna i chyba już teraz ma niezłe oko ;-)
Jest coś jeszcze. Niektóre zdjęcia wydają się zabawne, kompletnie nieudane, dziwacznie skadrowane, przypadkowe... Ale on robi zdjęcia tego, co widzi, co dla niego ważne, na czym skupia uwagę.
Te zdjęcia - to świat z perspektywy dziecka, świat jego oczami.
To świat bardzo, bardzo różny od naszego. Te zdjęcia dają do myślenia, więc chyba są sztuką. Może to fotograficzna art brut? :-) Zapraszam!
Seria "mama doi kozę"
Seria "robimy kolację prababci"
Myślę, że ciąg dalszy nastąpi :-)
O! Zainspirowałaś mnie pomysłem na prezent dla naszego grudniowego czterolatka :)!
OdpowiedzUsuńDzięki. Świat widziany oczyma Stacha jest taki ciekawy. Ja też chętnie podejrzę świat mojego Świrka.
Tzn. ja ten aparat kupilam dla siebie, ale mu udostępniam :-) I rzeczywiście dla dziecka ten akurat model nieźle się nadaje. Ale dla dorosłego też.
UsuńA my chyba kupimy jakieś barachełko specjalnie dla Świra. Jego starsza siostra ma odtwarzacz płyt. Swój własny. Czuje się wielka. A barachełka czasem wytrzymują niesamowicie długo. Żeby jeszcze to ruskie było ;).
UsuńMój Elikon made in USSR był nie do zdarcia :).
Gratuluję ciekawego pomysłu!
OdpowiedzUsuńMoje dziecko robi telefonem, nawet miałam założyć bloga z jej zdjęciami,bo mam tego niezliczone ilości a fotki całkiem zabawne:) Niektóre lepsze niż byłyby w moim wykonaniu:)
OdpowiedzUsuńMi tez zdjecia przypominaja gdzie lezy linia wzroku dziecka - w polowie naszej wysokosci, a zatem wszytsko wyglada inaczej niz my to widzimy.
OdpowiedzUsuńFotografowanie to wspaniałe zajęcie które może przerodzić się, kto wie, może w wielką pasję? Warto na początku wesprzeć dziecko by się nie zniechęciło :) Polecam "Foto elementarz dla małych i dużych " Wyd. Mamago. :)
OdpowiedzUsuń