Rok 2135, gdzieś na Ziemi...
* * *
- Więc
podjęłaś decyzję?
- Tak.
- I nadal
chcesz to zrobić... siłami natury?
- Tak.
Chciałabym spróbować.
Podeszła
do okna. Zza szczelnych, lekko matowych tafli ogromne miasto wydawało
się ciche i nieruchome. Na dachach sąsiednich wieżowców
rozciągała się mozaika wiecznie zielonych ogrodów i kolektorów
słonecznych, lśniących w purpurowym świetle zachodu.
- Wiesz, znajoma opowiadała mi ostatnio, że zna ludzi, którzy
robili to w domu...
- Świry.
- Są ponoć lekarze, którzy zgadzają się asystować przy czymś
takim...
- Nie rozumiem, po co narażać się na takie ryzyko. Choroby,
krwotoki... Mam nadzieję, że ty nie...
- Nie... nie.
Znowu
milczeli przez chwilę. Potem on odsunął kieliszek z winem i
dotknął kilka razy płaskiego ekranu, który rozjarzył się na
blacie stolika.
- Są jeszcze terminy w tym miesiącu. Chyba że wolisz poczekać...
- Nie. - Odwróciła się z uśmiechem. - Myślę, że już czas
skonsumować nasze małżeństwo.
* *
*
Winda
zawiozła ich bezszelestnie pod same drzwi gabinetu. Czyste wnętrze
ze szkła i plastiku wzbudzało zaufanie. A jednak zawahała się w
progu. Na środku stał fotel, czysty i lśniący w świetle
jaskrawych lamp, otoczony monitorami, kablami, rurkami. Na białym
stoliku leżało kilka stalowych narzędzi.
Wziął
ją za rękę i ścisnął. Jego dłoń była zimna i wilgotna. Też
się bał.
- Możemy się wycofać...
Pocałowała
go w idealnie gładki policzek.
- Zróbmy to teraz.
* *
*
-
Proszę się tak mocno nie ruszać, bo elektrody się przesuwają...
- Pielęgniarka poprawiła coś na jego piersi. - Musimy monitorować
akcję serca w ramach profilaktyki zawałów, u mężczyzn to była
dawniej jedna z najczęstszych przyczyn zgonów w tej sytuacji.
Zrobiło
mu się trochę słabo. Ze wszystkich stron otaczały go plastikowe
rurki. Nie cierpiał igieł, wenflonów... a jednak to konieczne.
Hormony, witaminy. I jeszcze jakiś niebieski płyn. Jeden z lekarzy
wyjaśnił, że kiedyś nazywano to viagrą, oczywiście dziś
zostało ulepszone, unowocześnione, ale stara nazwa nadal
funkcjonuje w medycznym żargonie.
Leżała
przed nim, ale patrzyła w ścianę nieobecnym wzrokiem. Nie chciała
całkowitej narkozy, a jednak środki przeciwbólowe i rozluźniające
zrobiły swoje. Żałował, że nie może teraz zobaczyć jej nagiej
pod tym bladozielonym fartuchem. Ale fartuch był konieczny dla
zachowania sterylności. Do sali wszedł kolejny lekarz, już chyba
czwarty. Rzucił okiem na monitory.
- Chyba musimy trochę pomóc – powiedział, zakładając gumową
rękawiczkę.
* *
*
Wreszcie
leżeli we własnym łóżku. Wypuszczono ich dopiero po czterech
dobach – podobno było ryzyko komplikacji. Materac delikatnie
dostosowywał się do kształtów ich ciał.
- Udało się – powiedział szeptem.
- Tak.
Na
dźwięk ich głosów ściany rozjarzyły się delikatnym diodowym
światłem.
- O czym mówił ci ten lekarz wtedy...? Długo nie wychodziłaś...
- Ach, ten. O naturalnym poczęciu. Że w naszym przypadku może być
trudno, ale nie wyklucza. I że jednak operacyjnie dużo
bezpieczniej i pewniej.
- Pytałaś go o takie rzeczy? Chyba nie planujesz...
Milczała
dłuższą chwilę.
- Tak jakoś zeszło na ten temat.
Światełka
w ścianach dogasały powoli. Łóżko zawibrowało lekko, gdy
przytuliła się do niego w ciemności.
- A wiesz co czytałam?
- Hmm?
- Że podobno można mieć z tego przyjemność.
- Z tego? Co za bzdura!
Ściana
rozjarzyła się na czerwono.
- Podobno się zdarza... a może zdarzało się kiedyś... i podobno
można mieć orgazm taki jak w generatorze... tak piszą właśnie
ci, którzy robią to w domu...
- Nie możesz wierzyć we wszystko, co wypisują ekstremiści. Kiedyś
ludzie również rodzili w domach i karmili dzieci mlekiem jak
dzikie zwierzęta. Chyba tylko zboczeniec mógłby mieć z tego
przyjemność.
Odwrócił
się do ściany. Czujnik temperatury błysnął błękitną lampką.
- Masz rację – westchnęła. - To chyba niemożliwe...
* * *
;-)
gdzie mozna posluchac audycji z Toba?
OdpowiedzUsuń