A ty znowu jesteś chora.
Ciągle jesteś przeziębiona! Jak cię ostatnio widziałam, też smarkałaś.
Wciąż kaszlesz!
Kiedy ty się wyleczysz?
Powinnaś jakoś zadbać o siebie.
Chyba każdy to czasem słyszy. Ja też - chociaż wcale nie choruję wiele. Wzięłam te zdania ostatnio na warsztat, bo budzą we mnie dość silne emocje. Wypowiadające je osoby mają pewnie różne intencje, ale możliwe, że często jest to troska, zainteresowanie. Nic złego. Choć może komunikat nie zawsze szczęśliwie sformułowany.
A jednak ja słyszę tu ciągle krytykę i ocenę.
Wszystko się we mnie jeży
Złości mnie to, frustruje, irytuje.
Początkowo pytałam siebie - czemu ci ludzie się mnie czepiają? Co ich obchodzi moje zdrowie czy choroba? Czemu mnie oceniają, krytykują, zamiast się zatroszczyć, wesprzeć? I zaraz włącza się obrona, czasem przez atak... czasem skierowany w swoją stronę...
Ale zaraz, przecież wcale się nie czepiają. Nie mam żadnych dowodów na to, że chcą mnie ocenić czy skrytykować. Kaszlę, kicham, no to stwierdzają fakt.
Tylko ja czuję się winna. Ale właściwie dlaczego?
* * *
Ubierz czapkę, bo się przeziębisz!
Nie lataj boso, bo dostaniesz kataru!
Natychmiast włóż kurtkę, bo będziesz chory!
Uważaj, bo upadniesz! Widzisz? Mówiłam, że upadniesz! Trzeba było słuchać.
Znów moczysz łapy - będziesz w łóżku leżeć, zobaczysz.
Boli? Ano boli, mówiłam - nie biegaj, nie skacz. Masz teraz karę.
Bozia pokarała, bo babci nie słuchałeś.
No i masz katar - sama chciałaś. Na własne życzenie.
Takie niewinne teksty, prawda? Pełne troski, wychowawcze, dydaktyczne. Od pokoleń powtarzane, wpajane dziadkom przez pradziadków, rodzicom przez dziadków, dzieciom przez rodziców i tak dalej. Żeby dziecko wiedziało, żeby następnym razem tak nie zrobiło, żeby znało przyczynę i skutek. Żeby łatwiej było je kontrolować, żeby było nam z nim łatwiej. Bo przecież nie chcemy, żeby chorowało. Ale czy rzeczywiście to tak działa, czy dziecko przestanie włazić na drzewo czy latać bez czapki, jak usłyszy o możliwych skutkach, które są tylko potencjalne i zwykle wcale się nie zdarzają, a na pewno nie od razu? Czy dzieci działają w ten sposób? Chyba nie, nawet dorośli tak nie działają.
Takie niewinne teksty, prawda? Pełne troski, wychowawcze, dydaktyczne. Od pokoleń powtarzane, wpajane dziadkom przez pradziadków, rodzicom przez dziadków, dzieciom przez rodziców i tak dalej. Żeby dziecko wiedziało, żeby następnym razem tak nie zrobiło, żeby znało przyczynę i skutek. Żeby łatwiej było je kontrolować, żeby było nam z nim łatwiej. Bo przecież nie chcemy, żeby chorowało. Ale czy rzeczywiście to tak działa, czy dziecko przestanie włazić na drzewo czy latać bez czapki, jak usłyszy o możliwych skutkach, które są tylko potencjalne i zwykle wcale się nie zdarzają, a na pewno nie od razu? Czy dzieci działają w ten sposób? Chyba nie, nawet dorośli tak nie działają.
Te teksty są nieskuteczne. Ale są nie tylko nieskuteczne.
Właśnie tak. Jesteś chora - to twoja wina. Boli - to twoja wina. Wciąż kaszlesz - czuj się winna. Jeśli chorujesz, to znaczy, że jesteś beznadziejna, głupia, słaba, a na pewno nieposłuszna. Bo trzeba słuchać starszych i mądrzejszych, którzy dają rady, ostrzegają, edukują, a jak nie słuchasz, jak chcesz po swojemu, to teraz masz. Masz raka, masz depresję i zamiast skupiać się na leczeniu, na tym, jak najszybciej wyzdrowieć, będziesz się dręczyć poczuciem winy. Bo trzeba było słuchać, trzeba było ubrać tę czapkę czy skarpetki. Trzeba było rzucić palenie, mniej się stresować. A teraz wszyscy mają z tobą problem.
* * *
A może jest inaczej? Każdy czasem choruje, jedni częściej, inni rzadziej. Zależy to od genów, od środowiska, w którym przebywamy, od diety, od wielu, wielu rzeczy, na jedne mamy wpływ, na inne nie. Również od potworów w głowie. Każdy też czasem potyka się, przewraca, dosłownie czy w przenośni. Ma jakiś problem. Czasem rzeczywiście mogłabym więcej spać, lepiej się odżywiać i mniej pracować, żeby poprawić swoją odporność. Ale wybieram tak, a nie inaczej. Możliwe, że jest to wybór w tym momencie optymalny, że wybierając inaczej, straciłabym więcej. A może nie. Katar, infekcja, alergia są sygnałem, który mój organizm wysyła, informacją, za którą jestem wdzięczna. Czas się zatrzymać, zrezygnować z tego czy tamtego, odpocząć.
Czego wtedy potrzebuję? Wsparcia, spokoju, gorącej herbaty, bezpieczeństwa, pewności, że świat się nie zawali, jeśli jeden dzień poleżę pod kocem. Na pewno nie potrzebuję poczucia winy. Teraz już wiem, skąd się ono bierze i mogę nie przekazywać go dalej.
Lubię to uczucie, kiedy kolejna mina w mojej głowie zostaje rozbrojona.
Świetny tekst!
OdpowiedzUsuńA wiesz, mnie otoczenie tego nie mówi, sama sobie mówi. Odkąd urodziłam dziecko ciągle coś mi jest. Pomijając alergie, katar sienny itd., bo łyknę proszek i mija, ale ktoś, kto chorował raz napięć lat - nie jest przyzwyczajony do kataru 6 razy rocznie, albo kaszlu 2x rocznie. Albo infekcji pęcherza raz na dwa-trzy lata. Tłumaczę to sobie, że starość, bo co innego.
OdpowiedzUsuńU mnie przede wszystkim niewyspanie. Pracuję, kiedy dzieciaki pójdą spać, czyli do północy, a potem młodszy wstaje o 6-7. A jeszcze czasem któryś w nocy chce pić, jakieś potwory się przyśnią - no i wychodzi te 6 godzin, a na dłuższą metę to jest za mało i organizm zaczyna się sypać. Po pierwszej ciąży przypętała mi się alergia na pyłek lipy na przykład - i podejrzewam, że to właśnie z regularnego braku snu. Chyba wszystkie możliwe badania mówią, że 6 godzin to zdecydowanie za mało.
Usuń