Znowu wykopał roślinę z grządki kwiatowej założonej i pielęgnowanej przez babcię.
Urwał kilka liści z krzaka malin do tajemnej mikstury. Zrobił kompozycję z płatków piwonii.
Znowu zerwał niedojrzałego pomidora ze szklarni dziadka. Też do mikstury.
Wykopał dziurę w trawniku. Zrobił jezioro przed domem.
* * *
Dziewczynka patrzy na słonecznik. Jest ogromny, największy w ogrodzie. Złote płatki uschły, część z nich opadła, część wisi jeszcze wokół wielkiej, pstrokatej tarczy. Słonecznik kołysze się na włóknistej łodydze. Dziewczynka stoi na palcach i widzi dwukolorowe, pełne ziarna. Sięga, wyciąga się wyżej i wyżej, aż dosięga brzegu tarczy, drugą ręką próbuje wyłuskać ziarenko, ale właśnie wtedy słonecznik zaczyna wyginać się w dół, dziewczynka traci równowagę i leci na ziemię. Wstaje i widzi złamany słonecznik. I czuje w brzuchu mdlący, ciepły strach.
Dziewczynka stoi w kącie między drzwiami a piecem kaflowym, patrzy na świat przez wąską szczelinę drzwi. Stoi tam za karę. Teraz już nie ma tego pieca.
* * *
Chcę mu wytłumaczyć, pokazać, nauczyć. Bo to jest tak, że kiedy ktoś włoży w coś - na przykład w ogród czy trawnik, uporządkowanie czegoś, posadzenie, dbanie o coś - dużo pracy, to zwykle mu zależy, żeby to coś nie zostało zniszczone, zmarnowane, zużytkowane inaczej, niż twórca-założyciel sobie wymyślił. I dlatego może być smutny, rozżalony, wściekły, kiedy tak się stanie. Bo wkładając w coś pracę, wkładamy w to część siebie. Nikt nie chce, żeby jego części działa się krzywda.
Poza tym lubimy, kiedy coś idzie zgodnie z naszym planem. Kiedy ktoś planuje, że tu będą irysy, realizuje swój plan, wkładając w to część siebie, to może być smutny, rozżalony, wściekły, kiedy w tym miejscu ktoś inny planuje i realizuje dół z błotem.
* * *
- Ale te pomidory były mi potrzebne do mikstury odstraszającej potwory!
- Bo ja tu zakładam hodowlę potworów. One żywią się tylko płatkami kwiatów! I tylko kwiatów uprawnych, nie mogą jeść dzikich. Wtedy robią się niebezpieczne. Te potwory zimą żywią się mięsem, ale latem mogą jeść tylko płatki kwiatów.
- Ale to potwory wykopały! Widziałem. Takie nieduże, w tym roku się wykluły. Narysuję ci, jak wyglądały.
Chcę mu wytłumaczyć, pokazać, nauczyć. Ale chcę reagować jak dojrzały dorosły. Chcę opowiedzieć o uczuciach, o potrzebach, o tym, co osobiste, moje. O tym, co widzę, co czuję, czego potrzebuję, co ktoś widzi i czuje. Czego chcę. Niekoniecznie reagować natychmiast. Działać planowo i z sensem. Tymczasem mieszka we mnie dziewczynka, która patrzy na złamany słonecznik. Potwory istnieją. Są nimi przekonania, które wędrują z pokolenia na pokolenie, strasząc kolejne dzieci, blokując sposób myślenia kolejnych dorosłych, którzy najpierw stoją w kącie, a potem w imię tych samych potworów stawiają dzieci do kąta. I tak w kółko i w kółko.
Praca dorosłych jest święta. Ogród to świętość, nie wolno dotykać tego, co w nim rośnie. Dorośli mają swoje miejsce, a dzieci swoje. Miejsce dorosłych jest ważne i święte, miejsce dzieci jest nieważne. Dzieci w ogóle są nieważne, złe i głupie. Trzeba je dopiero wychować, pokazać, co dobre, a co złe.
To dorośli decydują. Słowo dorosłych jest święte. Dzieci muszą być posłuszne.
Nieposłuszeństwo to zło i zasługuje na karę.
A gówno, mówi dziewczynka, podnosi słonecznik, otrzepuje go z piachu, wyłuskuje ziarenka, gryzie i pluje potworom w pysk łupinkami, aż uciekają przerażone. Tak, kiedy dorośnie, powie dzieciom, wytłumaczy, pokaże, nauczy. Ale nie będzie wtedy przerażoną dziewczynką, osaczoną przez potwory przekonań. Będzie dorosłą kobietą, świadomą swoich potrzeb, pragnień, uczuć. I tego, co się w niej czai w ciemności.
I posadzimy razem słoneczniki. I pomidory też.
Warto było czekać na kolejny wpis. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNiech te kąty stają się rozwarte.
OdpowiedzUsuń:)
Na mnie tego typu kary nie działały. Jak mnie postawili do kąta w przedszkolu, to śpiewałam piosenki. A jak mnie zamknęli w ciemnej komórce, to nie chciałam z niej wyjść, bo mi się podobało siedzieć w ciemności, z dala od hałaśliwych dzieci. Jak moje dziecko robi na balkonie zupę z ziemi z kwiatków, mleka, oleju i kawy tatusia, to się bardziej boję, że niemałżowi kawy zabraknie i będzie zły. Na mnie, nie na dziecko przecież. A poza tym już drugi dzień skrobię z kafelków kropki z tej kawy i oleju. Draństwo przywarło, że pod wpływem wrzątku nie schodzi. Moje dziecko wymyśliło broń biologiczną. ;)
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś kwestię, o której ostatnio sama dużo myślałam. Tylko Ty jesteś lepsza, bo umiesz nad tym zapanować. Ja nie. Choć karcona za urwanie byle listka obiecywałam sobie, że jak będę miała dzieci, to one będą ważniejsze niż rosliny, to teraz nie umiem tak postąpić. Złość straszna we mnie wstępuje, gdy łamią z trudem uzyskaną odmianę pomidora, jedyny krzak. Albo depczą długo hodowane sadzonki kwiatów. Robię to, czego sama bardzo nie lubiłam i nie umiem przestać.
OdpowiedzUsuńWcale tak dobrze nie panuję, też mnie szlag trafia często, robię i mówię rzeczy, których nie chcę mówić i robić. A gdyby mi połamały jedyny krzak wartościowej odmiany, to na pewno też bym się złościła! I chyba słusznie. Nie ma nic złego w złości jako takiej. Pytanie, co z nią dalej. Pytanie też, czy to zawsze złość z powodu utraty czegoś naprawdę wartościowego, czy jakieś dawne strachy, lęki, przekonania, które każą nam się wściekać na najmniejszą pierdołkę... bo tak nam każe autopilot...
Usuń