Jak wygląda edukacja domowa w praktyce? W tym momencie jesteśmy w zerówce, Stach ma pięć lat. Formalnie edukację rozpoczyna od września. Nie umie dodawać 2+2, ale wie czym jest oś liczbowa. Nie przepada za rysowaniem szlaczków, ale chętnie rysuje przekroje przez wybuchający wulkan z zaznaczoną komorą magmową. Nie umie czytać i pisać, ale umie wykopać wielki dół i doprowadzić do niego wodę.
Będę co jakiś czas wklejać nasze edukacyjne inspiracje.
1.
Znajdujemy na strychu
dwie książki o muzyce z mojego dzieciństwa.
Czytamy przed spaniem.
Następnego dnia Stach
robi z deski i rury skrzypce. „Gra”, naśladując dźwięk
skrzypiec – piszcząc cienko. Oglądamy filmy z różnymi grającymi
instrumentami. Trafiamy na film o wielkich trąbach, na jakich grają
górale w Karpatach. Oczywiście rury teraz są wielkimi trąbami.
Bez zatyczek w uszach ani rusz.
Czytamy kolejne rozdziały
„Tam gdzie mieszka muzyka” Arkadego Klonowa, przy różnych
okazjach oglądamy filmy z koncertów symfonicznych, z wielką
orkiestrą, ale też utwory kameralne. Słuchanie muzyki klasycznej
staje się rytuałem przed zaśnięciem. Ulubiony jest oczywiście
Vivaldi i „Cztery pory roku”. Szukamy kolejnych utworów,
trafiamy na Griega. „W jaskini króla gór” staje się inspiracją
do teatrzyku kukiełkowego (pomysł chwilowo porzucony, ale wróci
pewnie wkrótce). Przeszukując youtube, odkrywamy komputerowe
animacje różnych klasycznych utworów i genialny duet Pianoguys.
Na filharmonię jeszcze
za wcześnie – nie wysiedzi, chociaż może poszukamy czegoś
specjalnie dla dzieci.
Oczywiście perkusja z
garnków to codzienność, podobnie jak „granie” na zabytkowym
fortepianie pradziadka, który chwilowo rozstrojony stoi u prababci.
Flety chwilowo pochowałam, na pewne częstotliwości nie pomagają
nawet zatyczki w uszach.
Odwiedzając rodzinę w Świnoujściu, mamy okazję posłuchać na żywo skrzypiec, na których gra moja kuzynka. Stach prosi, by zagrała, ale dopiero po dłuższej chwili decyduje się wyjść spod krzesła i dotknąć magicznego instrumentu.
Odwiedzając rodzinę w Świnoujściu, mamy okazję posłuchać na żywo skrzypiec, na których gra moja kuzynka. Stach prosi, by zagrała, ale dopiero po dłuższej chwili decyduje się wyjść spod krzesła i dotknąć magicznego instrumentu.
2.
- Nie mogę... -
marudzi Stach. - Nie umiem...
- Hej, poczekaj –
mówię – pokaże Ci film.
Oglądamy film o
człowieku, który nie ma rąk i nie tylko doskonale jeździ na
rowerze, ale też potrafi zmienić sobie dętkę. Oglądamy kilka
razy z zapartym tchem. Jak on to robi? Trochę stopami, trochę
ustami... Próbujemy w ten sposób podnosić różne rzeczy
- Gdyby ten gość
mówił tylko „nie umiem”, nigdy nie nauczyłby się jeździć
na rowerze, a co dopiero zmieniać dętkę... Ale próbował,
ćwiczył i w końcu mu się udało.
Ale dlaczego ten człowiek
nie miał rąk? Jak to możliwe? Pojawia się nowe słowo:
niepełnosprawni. Niektórzy nie mają nóg albo te nogi nie
działają. Są ludzie, którzy nie widzą, nie słyszą. Ale mają
sposoby, żeby funkcjonować w świecie. Oglądamy film o psach
przewodnikach. Odkrywamy język migowy. Próbujemy porozumieć się
na migi, bez słów. Przynoszę z apteczki opakowanie lekarstwa z
napisami w Braille'u. Próbujemy chodzić z zamkniętymi oczami.
Kilka dni później w
Poznaniu spotykamy osobę na wózku. Stach przypomina sobie, że
staruszka na wózku pojawia się czasem w naszym kościele.
Temat, raz wprowadzony,
rozszerza się i rozgałęzia przy każdej możliwej okazji.
3.
Kupuję „Świat Nauki”
do poczytania w pociągu i przywożę do domu.
Leży sobie otwarty na
kanapie na środku pokoju, czytamy w wolnych chwilach. Akurat jest w
nim świetny tekst o odkryciu złożonych ekosystemów głęboko pod
lodowcami szelfowymi Antarktydy, w całkowitych ciemnościach.
Okazuje się, że żyją tam nawet ryby. Na dużej ilustracji
widnieje robot do badań pod lodem. Stach pyta, co to.
Opowiadam, krótko
streszczam. Zaciekawia się. Czytam mu fragmenty artykułu (a
napisany jest żywym, przystępnym językiem), podczas gdy on
przyniósł lego i buduje robota. Czytamy, jak głęboką dziurę
trzeba było wywiercić w lodowcu – aż 780 metrów!
- To tak jak stąd do
lasu mniej więcej – mówię.
- Tak jakby drogę
stąd do lasu postawić... tak do góry?
- Tak właśnie. Albo
raczej w dół.
Tymo nam przeszkadza, obiecujemy sobie wrócić do tematu.
„Na tapecie” pojawia
się Antarktyda. Lodowce już kiedyś były, sporo o nich czytaliśmy,
więc teraz tylko dowiadujemy się, czym są lodowce szelfowe. Co na
nich żyje, ale też, jak się okazuje, pod nimi, w całkowitych
ciemnościach. Oglądamy mapę Antarktydy u Mizielińskich, ale też
na dużej mapie świata, która wisi na ścianie. Okazuje się, że
to taki dziwny kontynent, na którym nikt nie mieszka, tylko naukowcy
w bazach. O ich życiu też dowiadujemy się trochę ze „Świata
Nauki”. Na Stachu największe wrażenie robi traktor, który
ciągnie wielki kontener ze sprzętem i zaopatrzeniem kilkaset km po
śniegu i lodzie.
Wieczorem słuchamy
„Antarctica” Vangelisa. Niestety, ktoś zrobił do tej muzyki
animację, w której pojawiają się... niedźwiedzie polarne, a
Antarktydzie przecież ich nie ma. Potrzebne sprostowanie. Ale
ogromne pływające góry lodowe robią na pięciolatku wrażenie.
- Co poczytamy przed
spaniem?
- Coś o lodowcach... A czy na takiej górze lodowej można siedzieć tak z nogami w dół? A czy na Antarktydzie są wulkany?
Nie wiem. Chyba nie ma, ale muszę to sprawdzić. Uczymy się razem.
Nie wiem. Chyba nie ma, ale muszę to sprawdzić. Uczymy się razem.
Ja to bym chciała, żebyś była ministrem edukacji i ministrem środowiska!
OdpowiedzUsuńProsze bardzo, tu pelna lista wulkanow na Antarktyce: https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_volcanoes_in_Antarctica. Ja bylam na Deception Island - jak sie tylko troszke w ziemii pokopie to mozna sobie fajnie rece ogrzac; pingwinow tam nie ma, bo i za cieplo.
OdpowiedzUsuńSuper, dziękuję, rewelacja :-) Całkiem sporo i niektóre czynne. Powiem młodemu dzisiaj. Może jest w sieci jakaś relacja z wyprawy? :-)
UsuńPrzepraszam ,że off-topic ale sprawa jest ważna. Rząd przymierza się do wprowadzenia przepisów, które zdewastują polskie góry. Nowe brzmienie przepisów umożliwi budowę i funkcjonowanie na terenie parków krajobrazowych oraz obszarów chronionego krajobrazu wyciągów narciarskich, nartostrad, urządzeń do naśnieżania i oświetlenia o powierzchni do 10 ha bez jakiejkolwiek analizy wpływu inwestycji na ludzi, krajobraz i przyrodę. Autorem skandalicznych przepisów jest niejaki Ireneusz Ras ( kontakt@ireneuszras.pl). Można do niego napisać i jakoś to nagłośnić. Jeśli te przepisy wejdą w życie będzie to oznaczało definitywny koniec polskich gór.
OdpowiedzUsuńOprócz parków krajobrazowych mamy jeszcze na szczęście ochronę na szczeblu europejskim - sieć Natura 2000. I naprawdę dzięki tej sieci nie da się tak łatwo wykończyć polskich gór - każda inwestycja na obszarze Natura 2000 musi mieć ocenę oddziaływania na ten obszar. A jednak znaczna część naszych gór, a na pewno najcenniejsze obszary są w Naturze. Z tego co wiem, sprawę monitorują największe organizacje ekologiczne. A stopniowe od lat umniejszanie roli parków krajobrazowych to inna sprawa i to rzeczywiście skandal.
UsuńUwielbiam Świat Nauki. Może nie zawsze rzetelnie podchodzi do tematu, ale zahacza o wiedzę, którą trudno uzyskać w internecie. To moje prywatne uzupełnienie życia. Jestem jego fanką od liceum, kiedy to pożyczałam z mamy pracy (był drogi, nie było nas stać).
OdpowiedzUsuńSwietnie napisane! Ja tez ucze sie razem z moja 5-latka w domu. Konczymy dinozaury i zaczynamy za kilka dni wulkany :)
OdpowiedzUsuń