czwartek, 5 marca 2015

O kurze, co jeździła koleją...

...czyli subiektywny przewodnik po spółkach kolejowych na przykładzie linii Zbąszynek-Poznań-Warszawa :-)

Jeżdżę sporo pociągami. Co tydzień podróżuję co najmniej raz do Poznania i z powrotem, zwykle też do Warszawy i z powrotem. Spędzam w pociągach dużo czasu, co zresztą lubię, bo mogę w spokoju popracować, napisać zaległe teksty albo nadrobić lektury. Trafiam na różne pociągi, różne warunki podróży, różne standardy obsługi. Na tej linii spotkać można pociągi trzech spółek. Dla tych, co dużo jeżdżą i chcieliby wymienić spostrzeżenia, ale też dla tych, co mało jeżdżą i chcą wiedzieć, czego się spodziewać – małe zestawienie plusów ujemnych i dodatnich poszczególnych przewoźników. W tym tekście napiszę o Przewozach Regionalnych, w następnym (albo następnych) o Intercity i Kolejach Wielkopolskich.

PKP Przewozy Regionalne

Tak w największym skrócie, Przewozy Regionalne to jest to wszystko, co zostało z dawnych kolei. Głównie tabor i obsługa, ale też komfort, zwyczaje, absurdy. Mają jedną wielką niekwestionowaną zaletę: jest tanio.
Poza tym PR to ruletka. A może raczej wiejska loteria. Nigdy nie wiesz, na co trafisz.
Można trafić na piękny, nowoczesny szynobus w barwach województwa, z ekranikiem wyświetlającym trasę i kibelkiem otwieranym na guzik, czysty, cichy i wygodny. Pan konduktor będzie ten co zawsze, będzie ryczał na wejściu „Bilety do kontroli!!!”, ale dopóki się nie odezwie, będzie Europa.
Można trafić na wypasiony pociąg Interregio, z nowymi bezprzedziałowymi wagonami, herbatą/kawą i internetem. Taki pociąg jeździł swojego czasu rano na trasie Szczecin-Lublin i był moim głównym środkiem dojazdów do Warszawy. Mało kosztuje, zwłaszcza jeśli np. wykupić regiokarnet. Niestety zlikwidowali go, nad czym wielce ubolewam, bo muszę teraz tłuc się różnymi alternatywnymi połączeniami, jedno gorsze od drugiego.
Można trafić na składak, czyli pociąg, w którym każdy wagon jest inny – pociąg, którym jadę w tym momencie, ma za lokomotywą dwa żółto-niebieskie wagony piętrowe, kilka starych wagonów z przedziałami, część z 8-osobowymi, część z 6-osobowymi, a na końcu jeszcze stare wagony bez przedziałów, z gąbką powyrywaną z siedzeń. Dziwne, że nie doczepili kilku bydlęcych czy towarowych i cysterny. O ile uda się dopchać do odpowiedniego wagonu, podróż może przebiegać całkiem komfortowo, jeśli nie liczyć ogrzewania na full, zaspawanych okien latem albo nie zamykających się zimą, zardzewiałej toalety pełnej po burty brązowego płynu chlapiącego na zakrętach itp.
Ale można też trafić na trzepak. Trzepak jest stary i różowy, tzw. jednostka, w środku czasem ma siedzenia ortopedyczne, a czasem ładne odnowione wnętrze, ale ma jedną cechę, z którą najwyraźniej nic się nie da zrobić, bo odkąd pamiętam, te pociągi zawsze tak miały – otóż trzepak, jak sama nazwa wskazuje, trzepie. Wszystko jest ok, jeśli jedzie powoli, ale po przekroczeniu pewnej prędkości wpada w jakiś piekielny rezonans i zaczyna telepać na boki, szarpać, trząść. Chcesz się napić herbaty – przygotuj się na oparzenia, zresztą pewnie właśnie dlatego w tych pociągach herbaty nie sprzedają. Chcesz popracować – zapomnij, laptop spada z kolan, palce nie trafiają w klawisze. Chcesz poczytać, pograć w grę na komórce – zrezygnujesz po kilku minutach, kiedy rozboli cię głowa od oczopląsu. Chcesz się zdrzemnąć, oprzeć głowę – wstrząs mózgu gwarantowany.
Pozostaje siedzieć, próbować utrzymać się na siedzeniu i rozkoszować się podróżą. Pociąg byłby w sam raz na krótką podróż do szkoły ze Szczańca do Świebodzina, ale kiedy podstawiają go na linię Warszawa-Poznań, robi się trochę mniej wesoło.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której trzeba napisać. Czasem w tych pociągach jest jeszcze pierwsza klasa. Nie kosztuje dużo więcej, a na tzw. dużym regiokarnecie w ogóle jest do wyboru jako opcja w tej samej cenie. Jednak już przy drzwiach stoi pan lub pani konduktor i krzyczy, kiedy tylko się zbliżyć: „Ale to jest pierwsza klasa!! Wie pani, że to pierwsza klasa?? Ma pani bilet na pierwszą klasę?? Na pewno na pierwszą??” I kiedy już człowiek lustruje niespokojnie swój ubiór i zabłocone buty, okazuje się, że pani/pan woła to samo do innych wsiadających, dużo bardziej wyglądających na pierwszą klasę, pod krawatem, w garniturze i z laptopem w eleganckiej torbie, a nie połatanym plecaku. I tak jest na każdej stacji, aż człowiek zaczyna żałować, że w ogóle pomyślał o podróży tą burżujską jedynką i zastanawiać się, czy na pewno go na to stać i czy w tych wytartych dżinsach w ogóle tu pasuje – nawet jeśli z siedzeń lecą wióry, w zagłówkach siedzą pluskwy, a toaleta nieczynna z powodu awarii. Albo, co gorsza, czynna mimo awarii.

No ale jest tanio. I ostatnio całkiem punktualnie. Świetną sprawą są regiokarnety - mały za 75 zł, pozwalający na 3 wybrane dni podróżowania pociągami osobowymi, i duży za 129 zł, który obowiązuje też w interregio, w dowolnej klasie. Honorują je też niektóre spółki lokalne. W ten sposób mogłam pojechać do Warszawy i wrócić tego samego dnia za 43 zł - kiedy jeszcze miałam poranne połączenie. Może powróci?

Ciąg dalszy nastąpi :-)

2 komentarze:

  1. Rzadko jeżdzę Regionalnymi, najczęściej Inter Regio, ale mam bardzo podobne odczucia. Nawet w Kolejach Mazowieckich obsługa jest bardziej europejska. Kiedyś wsiadłam do zlego pociągu, bilet miałam na KM, podjechał inny pociąg niż zapowiedzieli... zorientowałam się dopiero gdy konduktor się zaczął na mnie wydzierać. Jakbym złodziejką była, choć miał w ręku mój bilet, chyba ze trzy złote tańszy od tego, który mieć powinnam. No jaja. Jak sobie przypomnę jazdę DB Bahn przez całe Niemcy... najtańszymi ochlapusami... a obsługa nadal umiała być uprzejma... ech, ja się nie nadaję do tego kraju, może dlatego, że mam niemieckie nazwisko? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam wszystkich, którzy podróżują koleją.
    Ja jeszcze w grudniu interegio podróżowałam do Warszawy z Poznania za 5.37zł
    Aby uzyskać tak niską cenę trzeba:
    -zalogować się i założyć konto na stronie interegio,
    -kupować bilet z wyprzedzeniem 30 dniowym (jeśli znam datę, że za miesiąc w tym dniu mam szkolenie to bez problemu udawało mi się takie bilety zdobyć),
    -jeśli jechałam całą bandą czyli z dziećmi to rada taka, aby kupować każdy bilet osobno (czyli kupowałam dla siebie wg taryfy normalnej i płaciłam, potem dla jednego dziecka i płaciłam, potem dla drugiego dziecka i płaciłam) Nie wiem dlaczego, ale tylko wtedy te bilety były takie tanie a jak już chciałam kupić jeden bilet dla nas wszystkich to naliczało cenę dużą!
    My podróżowaliśmy tak nie jeden raz. Głównie w pociągu o nazwie ,,Babie lato":)
    Trzęsło jak.....ale dzieciaki miały jakoś z tego radość.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń