niedziela, 15 lutego 2015

Testosteron

Halo, czy są tu wielbiciele (i wielbicielki) kuraków? :-)


Będzie znowu o nich, nowe stadko daje jednak mnóstwo okazji do ciekawych obserwacji.
Towarzystwo zaaklimatyzowało się i wreszcie zaczęło produkować jajka.


Ozimina już wiosennie bujna i zielona, więc codziennie dostają sporą porcję. Na zdjęciu Tymo z oziminą i buntem dwulatka :-) który ostatnio towarzyszy nam nieustannie.


Najmłodsza panna :-)


Spróbowałam dzisiaj wypuścić razem dwa koguty, od paru dni normalnie spacerowały oddzielone tylko siatką, poza pianiem nie interesowały się sobą (pozornie, jak się okazało), no więc otworzyłam drzwi. Mieliśmy już kiedyś kilka kogutów na jednym wybiegu i było całkiem spoko, poza tym że stworzyły wspólnie gang złodziei jajek. Ale to były koguty, które razem chowały się od pisklęcia. Tutaj tak nie było.

Wielką trucizną jest testosteron :-)


Koguty podskakiwały naprzeciwko siebie z nastroszonymi kryzami, uniesionymi skrzydłami, tupały, syczały... A raz na jakiś czas skakały na siebie z dziobami i pazurami. Sussex jest większy i cięższy, ale zielononóżek szybszy, zwinniejszy i bardziej skoczny. Szanse więc może były wyrównane, ale zielononóżek ma duży grzebień, który podobno świadczy o wysokim poziomie testosteronu, bardzo dobrze ukrwiony i podatny na urazy - zdarzało mu się np. uszkodzić o siatkę. Pozwoliłam chłopakom poskakać trochę, ale nie zapowiadało się na to, żeby miały przestać... Po pierwszej krwi (grzebień zielononóżka oczywiście) wprowadziłam między nabuzowane samce radykalny środek w postaci gospodarskiego gumowca...


...złapałam tego, którego łatwiej było złapać (pierdołowaty sussex) i wrzuciłam do izolatki. Jednocześnie okazało się, że kurka krzywodzióbka, wcześniej mieszkająca z zielononóżkiem, obrywa od pozostałych kur, więc też złapałam ją i wrzuciłam do drugiej izolatki. Zielononóżek tymczasem skorzystał z okazji, uciekł na duży wybieg, nie dał się już złapać i na kilka godzin został znów królem kurnika :-)


Wieczorem, kiedy towarzystwo spało po ciemku na grzędach, dokonałam niezbędnych zamian i przetasowań. Krzywodzióbka z zielononóżkiem korzystają z wybiegu kozy, kiedy jest na pastwisku, sussex króluje na wybiegu kurnika z resztą towarzystwa. Trudno.


I takie to wiejskie życie nie zawsze sielankowe ;-)

3 komentarze:

  1. Ach, gdy byłam mała i mieszkałam na wsi, trochę bałam się kur. Potem się z nimi oswoiłam, polubiłam, odkryłam nawet, że prowadzą dość zaawansowaną politykę. Teraz, gdy mieszkam na wygnaniu w mieście, każdy ciekawski dziubek (szapoba za pierwsze zdjęcie!) wzrusza mnie i ściska za gardło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Są wielbiciele jak najbardziej :)
    Kury to ciekawe stworzenia i można nauczyć się z nimi gadać/gdakać, co uwielbiałem w dzieciństwie. Niestety, żyjąc w mieście nie mam już okazji :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ja Ci zazdroszczę tych kur! Uwielbiam kury! Ile ja pomysłów miałam na hodowlę, choćby trzech sztuk... Ogródka nie mam, ale realne rozwiązania tego problemu znalazłam :) Pan Mąż jednak patrzy z politowaniem. Świetna nazwa bloga. świetne kury... A jeszcze Tymo z buntem to już w ogóle rewelacja :D (mój też Tymo, półtora roku i bunty już są :)). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń