- Grzyby są? - zapytał mechanik na widok mojego koszyka na bagażniku.
- To się okaże!
Droga rowerowa ze Zbąszynia do Chlastawy prowadzi przez piękne tereny nad jeziorem Zbąszyńskim. szuwary, łęgi, ziołorośla. I to właśnie tam wśród turzyc, pnączy kielisznika splątanego z pokrzywami wypatrzyłam kozłek lekarski, czyli walerianę. Tego było mi trzeba! Porzuciłam rower przy drodze i wlazłam w gąszcze...
Pozyskanie korzenia to działanie dość brudzące. Najlepiej właśnie wybierać okazy rosnące w miejscach wilgotnych, na miękkim podłożu, zwłaszcza jeśli nie wozimy ze sobą solidnej saperki. To właśnie korzeń zawiera substancje czynne - pachnie jak apteczne tabletki uspokajające. Często wyrywam kozłka i daję do powąchania dzieciom - nie do pomylenia z czymkolwiek innym.
Po opłukaniu korzeń waleriany wygląda jak coś przedwiecznego, co długo spało na dnie oceanu i wypełzło, obudzone zaklęciem nieostrożnego nekromanty.
Dlatego właśnie kroimy go na kawałki i zalewamy spirytusem lub wódką. Po kilku dniach zlewamy i używamy jako naleweczki uspokajającej w dawce 2-3 łyżeczki na pół szklanki wody. Można też dodać szyszek chmielu (chociaż ja wolę z chmielu zrobić odrębną miksturę, bo ma trochę inne działanie).
A grzybów nie było.
Dobranoc, spokojnych snów :-)
jaka piękna aleja! Nie wiedziałam, że waleriana tak wygląda :D
OdpowiedzUsuńTak, całkiem jak potwór morski!:)
OdpowiedzUsuńO rany, naturalna waleriana! W życiu bym nie znalazła, nawet jakbym się potknęła. Strasznie mi słabo idzie rozpoznawanie ziół w terenie, choć jak mi się pokaże osobno, to jako tako. Ale w tym zielonym gąszczu chyba tylko rumianek i oregano poznaję. Moim zdaniem korzeń trochę przypomina Potwora Spaghetti. :)
OdpowiedzUsuń