Budujemy ze Stachem wulkan z klocków. Są domy i drzewa u podnóża, są strome ściany i spływająca z nich lawa. Przychodzi Tymo, do tej pory zalewający łazienkę (fascynacja wodą w szczytowej fazie). Jak to 2,5-latek, zabiera klocki, które akurat są mu niezbędne, rozbiera wulkan po kawałku, sieje destrukcję. Stach zaraz się wścieknie, myślę sobie, będzie awantura. Ja już się zaczynam wściekać. Ale Stach się nie wścieka.
- Tymo jest erozją - zauważa i bawi się dalej.
Dzieci są erozją. Dzieci są deszczem, upałem, wiatrem. Czasem trzęsieniem ziemi, burzą, huraganem. Zmianą pór roku, nadchodzącą nocą. Rzeką, która niszczy i buduje, morzem, które tworzy plaże i podmywa klify.
Możemy próbować je wychowywać, kształtować, powstrzymywać. Możemy minimalizować skutki niszczycielskich działań, cieszyć się z tych twórczych, a nawet przypisywać sobie zasługi. Możemy się denerwować, że znów łowi papier toaletowy w kiblu, że znów nie chce myć głowy, że znów robi błoto i włazi do niego z butami, że znów mówi NIE.
Ale bez sensu się wkurzać, że pada deszcz, a płyty tektoniczne zderzają się.
Możemy otwierać parasol w deszcz, zapalać światło, kiedy nadchodzi wieczór, rozpalać w kominku, kiedy za oknem mróz. Możemy budować wały przeciwpowodziowe, umacniać brzegi, ale bywa, że regulacja ma skutki przeciwne do zamierzonych. Bo rozwój młodego organizmu to siła, którą trudno ująć w ramy. To jedna z sił przyrody.
very informative post for me as I am always looking for new content that can help me and my knowledge grow better.
OdpowiedzUsuń