piątek, 6 czerwca 2014

Terroryzm

Wielki terrorysta


Mały terrorysta?

Prawda, że mimo uśmiechu i nakrycia głowy - zupełnie niepodobni? ;-)

A jednak. Chociaż dzieci rzadko kasują samolotami wieżowce, nie podkładają zwykle bomb w supermarketach i nie wjeżdżają w tłum ciężarówkami pełnymi trotylu, każda matka usłyszy to o swoim potomku i to raczej więcej niż raz. Że jest terrorystą. Małym terrorystą oczywiście. Póki co. Bo jak urośnie, to będzie zapewne terrorystą dużym. I wtedy pożałujesz.

Czym się objawia terroryzm? Tym, że dziecko wrzeszczy. Wrzeszczy, bo chce (albo nie chce). Chce na ręce, chce coś słodkiego, chce cyc, chce telefon, kluczyki od samochodu, gwiazdkę z nieba. Teraz, już. Albo na przykład nie chce mieć butów na nogach. Żadnych butów. Skarpetek zresztą też nie.

Terroryzm objawia się tym, że już się nauczył, że jak będzie krzyczał, to dostanie wszystko, czego chce.

Problem w tym, że dziecko naprawdę nie musi uczyć się krzyczeć, żeby dostać to, czego chce. To jedna z niewielu rzeczy, które umie od urodzenia. Jeszcze dobrze kupy nie umie robić, jeszcze z oddychaniem nie najlepiej sobie radzi, jeszcze nie opanowało sztuki jedzenia, a wrzeszczeć już umie - i to jak! Wrzeszczy, bo czegoś chce. Albo nie chce. Chce jeść, chce być blisko mamy, nie chce tej mokrej odparzającej pieluchy, chce zmienić pozycję, nie chce tych głośnych dźwięków itp. To pierwszy, wrodzony sposób komunikacji. Potem ustępuje powoli i stopniowo na rzecz innych technik. Ale powoli, stopniowo i nigdy do końca.

Wrzeszczy, bo chce. Wrzeszczy, bo coś mu się nie podoba. Z czasem zmieniają się potrzeby, ale znajomy sposób zostaje. Wydaje się, że to nowość w postrzeganiu dziecka - ono ma wreszcie prawo chcieć albo nie chcieć, ma prawo mu się nie podobać, ma prawo mieć inne zdanie niż rodzic, mieć inne plany na najbliższy czas (minuty, godziny, dni - zależnie od wieku), inne upodobania. Do tej pory zwykle tego prawa dzieciom odmawiano - i dlatego zostawały "terrorystami". Dziś coraz częściej jest to akceptowane. Nie oznacza to, że trzeba się tym pragnieniom, planom i upodobaniom w stu procentach podporządkować, ale jednak bierzemy je pod uwagę i konfrontujemy ze swoimi. 

Samo prawo do niezależnych pragnień i planów to jedno, a sposób walki o nie - to drugie. Podejrzewam, że gdyby spytać ludzi na ulicy, czy dziecko ma prawo pragnąć czekoladki w sklepie, telefonu mamy albo wzięcia na ręce, większość odpowiedziałaby, że tak. Gdyby zapytać, czy ma prawo domagać się tego, pewnie też większość by się zgodziła. Ale na pytanie, czy dziecku wolno wrzeszczeć, żeby uzyskać to, czego chce - o, tu pewnie byłoby gorzej. I pewnie usłyszelibyśmy coś o terroryzmie. 

Tyle że ono na razie nie zna innych technik. Robi to, co umie najlepiej od urodzenia, co ma wrodzone. Wszystko inne przyjdzie z czasem, wcześniej czy później, wraz z dojrzałością mózgu i w ogóle układu nerwowego, na podstawie obserwacji innych ludzi, własnych doświadczeń. Z czasem nauczy się panować nad krzykiem, nad tą pierwszą, pierwotną, wbudowaną, automatyczną reakcją. Ale do tego musi mieć czas i warunki. Dwulatek nie będzie składał nam podania na piśmie ani deklamował prośby wierszem.

A my, dorośli?
Czy nigdy, przenigdy nie wrzeszczymy, bo czegoś chcemy (albo nie chcemy)?
Żeby dziecko przestało wreszcie tłuc tą zabawką w stół?
Żeby pies przestał wydzierać się bez sensu, przecież to tylko sąsiad?
Żeby ten żółw przed nami w końcu ruszył, bo zaraz znowu będzie czerwone?
Terroryści... ;-)

2 komentarze:

  1. Cudowny tekst! Niezle tych dwoch Waszych terrorystow musi dawac sie Wam we znaki - to zart oczywiscie...niezwykłe konstatacje, jakze mądre... Biedny Kacper bezjajeczny, jego mina mowi wszystko...
    Na szczęście nie mam działki, nie koszę, nie jezdzę do znajomych by nie dostać furrrriii od zewsząd dochodzących dzwieków kosiarek... bylismy na dluuuugim spacerze w lesie, tam nikt nie kosi, cisza, ptaki i ten jedyny w swoim rodzaju zapach lasu po deszczu...
    Dzieki takim pytaniom (kałuża!!!) dzieciaki poznają swiat - moje pytania (jak mowila mi moja Mamunia) tez byly wykanczające, ale zawsze dostawalam odpowiedz, jak nie od Niej to od Dziadków... odpowiedz oczywiscie prowokowała kolejne pytania i tak w kółko...biedne te dzieciaki, ktorym nie ma kto udzielic odpowiedzi...
    w P-niu pochmurnie i deszczowo... za kilka dni dnia zacznie ubywać i znow będę czekała na maj i potem te najukochansze owoce na swiecie: CZEREŚNIE!
    Pozdrawiamy najserdeczniej
    e+ J

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafna diagnoza. Życzyłabym dzieciom (i sobie) więcej rodziców akceptujących sposoby komunikacji adekwatne do wieku ich dziecka, zwłaszcza w sytuacjach publicznych.

    OdpowiedzUsuń