poniedziałek, 25 listopada 2013

Z jesieni w zimę

Wstaję rano. A raczej dzieci wstają. Jedno po mnie skacze, drugie po mnie pełza. Nie ma rady. Jest jeszcze właściwie ciemno, ale zanim się wszyscy ubierzemy, zanim wypiję poranną herbatę, zanim zjemy śniadanie, zanim dzieci wyrzucą wszystkie swoje zabawki na środek pokoju, rozleją wodę i rozmażą kaszkę po ścianach – robi się szaro. I tak będzie pewnie przez cały dzień. Kilka stopni plus, mżawka. Ale to nas nie odstrasza. Ubieramy się na cebulkę, bierzemy kankę na mleko, garnek z ugotowanymi obierkami dla kur – i ruszamy na podbój świata.

Stach wskakuje w kalosze (lewy na prawej nodze, prawy na lewej), odmawia włożenia kurtki, mam więc kolejną rzecz do niesienia po schodach, oprócz Tymka, kanki i garnka. Na dworze zmieni zdanie natychmiast. Ale zimno! I do tego wilgoć wciska się we wszystkie zakamarki ubrania. Małego sadzam w wózku i opatulam kocem tak, że wystaje mu tylko nos i oczka, ciekawie przyglądające się wszystkiemu dookoła. Starszy biega, więc nie marznie, poza rączkami, na które nie chciał założyć rękawiczek, ale może mu nie odpadną. Pewnie miałby ciepłe, gdyby nie to, że ciągle trzyma w nich różne mokre, lodowate rzeczy, jak kije, cegły, kamienie, łopatki itp.

Kury jak zwykle tłoczą się przy obierkach i ziarnie. Dla kozy zakończył się sezon pastwiskowy, niecierpliwie czeka na siano, przeżuwa, kiedy ją doję. Mleka jest o połowę mniej niż latem. Stach siedzi na górce piasku, kopie wielką dziurę, po czym osadza w niej flagę, zrobioną z tetrowej pieluchy na długim kiju. Tymo protestuje, nie chce siedzieć, ale kiedy obracam go tak, że może obserwować poczytania brata, uspokaja się.

Potem zamieniamy się w zbieraczy. Bierzemy wiaderka i ruszamy w kierunku pól. Po skoszeniu kukurydzy i przeoraniu na ziemi leży mnóstwo połamanych kolb, z których wysypuje się ziarno. Nikt go nie potrzebuje, do wiosny zgnije, trochę zjedzą sarny i zające, może nawet przyjdzie parę dzików, przylecą ptaki – w zeszłym roku siedziało tu kilkaset gęsi, w tym roku obserwowaliśmy kilka łabędzie krzykliwych – ale wciąż sporo zostanie. Zbieramy kukurydzę dla kur i kozy, zimne, mokre kolby, oblepione mgłą i mżawką. Fajnie będzie rzucać kurom ziarenka albo karmić kozę z ręki, obserwować, jak delikatnie bierze. Potem idziemy pod starą jabłoń sąsiada, jedyną, która obrodziła w tym roku. Sąsiad nie zbiera jabłek i pozwala brać. Ładujemy całe wiaderko, nadgniłe i poobijane dla zwierzaków, dwa najładniejsze chowam do kieszeni, będą do owsianki. Wreszcie ogród – ścinamy poplonową oziminę i przemrożoną lekko sałatę, też za pozwoleniem sąsiada. Czas nakarmić towarzystwo i wracać do domu. Zadziwiające, jak wiele rzeczy jest za darmo, jeśli tylko się rozejrzeć. Muszę napisać o tym więcej.

...

To było wczoraj. Wieczorem przyszedł wiatr, mocny, lodowaty wiatr ze wschodu, huczał w gałęziach naszego wielkiego wiązu, gwizdał w kominie i przegonił listopadowe chmury. O północy wzeszedł księżyc w ostatniej kwadrze. Rano był już mróz i szron skrzący się w słońcu. I tak przyszła zima.

3 komentarze:

  1. Miło poczytać, że nie tylko ja wracam z plecaczkiem wypełnionym pozostawionymi kolbami kukurydzy. :) Mieszkam w centrum wielkiego miasta, ale kilka razy w tygodniu wyjeżdżam z psem na jego obrzeża. I wracam z pękami chwastów (dzięki Tobie także z żółtlicą, którą ignorowałam do niedawna). Przerabiam na ciasta, dżemy i nalewki owoce zebrane na obrzeżach lasów. I czyszczę z bylin i owocow opuszczone ogródki działkowe. Albo taszczę do domu dziwne grzyby wypatrzone na starych dębach lub w oziminie (Znowu jakieś trujaki pozbierałaś!). Ostatnim, późnojesiennym odkryciem są liście poplonowej gorczycy (A rwij pani! I tak za tydzień zaoram!) i rzepaku, który wyrósł na skraju polnej drogi z ziarna wysypanego przypadkiem po zbiorach. I jestem bardzo dumna, gdy uda mi się zrobić całkowicie darmowy obiad, bo nawet małe, wzgardzone przy zbiorach ziemniaki przyniosłam z pola.
    Nie wiem, jak znajdujesz czas na pisanie bloga. Ale bardzo się cieszę, że to robisz. Bardzo lubię tu zaglądać. I nieustannie dziwię się, że jesteś tak młoda, a piszesz z dojrzałością Starej Mądrej Kobiety. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń