sobota, 21 czerwca 2014

Czipsy

Lato, lato... Czas świeżych warzyw - słodkich marcheweczek, soczystych buraczków, chrupiącej kalarepki... Pyszności, witaminy i samo dobro.


I co z tego, skoro moje żywiące się światłem dzieci zupełnie nie doceniają skarbu, jaki rośnie kilka kroków od domu?

Surowych nie tkną nawet kijem przez szmatę, pyszna jarzynowa zupka - zjedzą może parę łyżek "samej wody", o zapiekankach i innych bardziej wyszukanych (hehe) daniach można zapomnieć. A w ogóle to zrób mama makaron. Albo grzanki z serem. Ewentualnie jaglankę, byle miała dużo soku i rodzynek.

Ale mam na nich sposób.

Bierzemy kilka młodych marchewek, kilka buraczków, kalarepkę, obieramy, kroimy w cienkie plasterki. Fajnie sprawdzają się też dość grubo pokrojone ząbki czosnku. Smarujemy oliwą, posypujemy płatkami drożdżowymi (tzw. drożdże nieaktywne), zmielonymi pestkami dyni, odrobiną soli... Pewnie można też dać inny zestaw przypraw, ale płatki drożdżowe dają ten niepowtarzalny smaczek sztucznego jedzenia ;-) a jednocześnie mają super wartość odżywczą. Rozkładamy na papierze do pieczenia na blaszce, piekarnik nagrzewamy na 180 st i pieczemy jakieś 20 min, w zależności od grubości plasterków. Muszą być równomiernie rozłożone, nie nachodzić na siebie, bo będą rozlazłe, a mają być chrupiące. Najlepsze są wtedy, kiedy chrupią na brzegach i w cieńszych miejscach, a pośrodku - tam gdzie są grubsze - są miękkie.


S: Mama ja chcę buraczka!
T: (entuzjastycznie) AAAAMMMM!!
S: Teraz kalarepke! I marcheweczkę!
T: AAAAAAAA!!!! (reakcja na zabranie miseczki z czipsami)
S: Ja powyjadam wszystkie czosnki!

Czy to nie brzmi jak najpiękniejsza muzyka? Przyzna to każda matka niejadka ;-)

I za każdym razem żałuję, że zrobiłam tak mało i że zabrakło dla mnie :-)

piątek, 6 czerwca 2014

Terroryzm

Wielki terrorysta


Mały terrorysta?

Prawda, że mimo uśmiechu i nakrycia głowy - zupełnie niepodobni? ;-)

A jednak. Chociaż dzieci rzadko kasują samolotami wieżowce, nie podkładają zwykle bomb w supermarketach i nie wjeżdżają w tłum ciężarówkami pełnymi trotylu, każda matka usłyszy to o swoim potomku i to raczej więcej niż raz. Że jest terrorystą. Małym terrorystą oczywiście. Póki co. Bo jak urośnie, to będzie zapewne terrorystą dużym. I wtedy pożałujesz.

Czym się objawia terroryzm? Tym, że dziecko wrzeszczy. Wrzeszczy, bo chce (albo nie chce). Chce na ręce, chce coś słodkiego, chce cyc, chce telefon, kluczyki od samochodu, gwiazdkę z nieba. Teraz, już. Albo na przykład nie chce mieć butów na nogach. Żadnych butów. Skarpetek zresztą też nie.

Terroryzm objawia się tym, że już się nauczył, że jak będzie krzyczał, to dostanie wszystko, czego chce.

Problem w tym, że dziecko naprawdę nie musi uczyć się krzyczeć, żeby dostać to, czego chce. To jedna z niewielu rzeczy, które umie od urodzenia. Jeszcze dobrze kupy nie umie robić, jeszcze z oddychaniem nie najlepiej sobie radzi, jeszcze nie opanowało sztuki jedzenia, a wrzeszczeć już umie - i to jak! Wrzeszczy, bo czegoś chce. Albo nie chce. Chce jeść, chce być blisko mamy, nie chce tej mokrej odparzającej pieluchy, chce zmienić pozycję, nie chce tych głośnych dźwięków itp. To pierwszy, wrodzony sposób komunikacji. Potem ustępuje powoli i stopniowo na rzecz innych technik. Ale powoli, stopniowo i nigdy do końca.

Wrzeszczy, bo chce. Wrzeszczy, bo coś mu się nie podoba. Z czasem zmieniają się potrzeby, ale znajomy sposób zostaje. Wydaje się, że to nowość w postrzeganiu dziecka - ono ma wreszcie prawo chcieć albo nie chcieć, ma prawo mu się nie podobać, ma prawo mieć inne zdanie niż rodzic, mieć inne plany na najbliższy czas (minuty, godziny, dni - zależnie od wieku), inne upodobania. Do tej pory zwykle tego prawa dzieciom odmawiano - i dlatego zostawały "terrorystami". Dziś coraz częściej jest to akceptowane. Nie oznacza to, że trzeba się tym pragnieniom, planom i upodobaniom w stu procentach podporządkować, ale jednak bierzemy je pod uwagę i konfrontujemy ze swoimi. 

Samo prawo do niezależnych pragnień i planów to jedno, a sposób walki o nie - to drugie. Podejrzewam, że gdyby spytać ludzi na ulicy, czy dziecko ma prawo pragnąć czekoladki w sklepie, telefonu mamy albo wzięcia na ręce, większość odpowiedziałaby, że tak. Gdyby zapytać, czy ma prawo domagać się tego, pewnie też większość by się zgodziła. Ale na pytanie, czy dziecku wolno wrzeszczeć, żeby uzyskać to, czego chce - o, tu pewnie byłoby gorzej. I pewnie usłyszelibyśmy coś o terroryzmie. 

Tyle że ono na razie nie zna innych technik. Robi to, co umie najlepiej od urodzenia, co ma wrodzone. Wszystko inne przyjdzie z czasem, wcześniej czy później, wraz z dojrzałością mózgu i w ogóle układu nerwowego, na podstawie obserwacji innych ludzi, własnych doświadczeń. Z czasem nauczy się panować nad krzykiem, nad tą pierwszą, pierwotną, wbudowaną, automatyczną reakcją. Ale do tego musi mieć czas i warunki. Dwulatek nie będzie składał nam podania na piśmie ani deklamował prośby wierszem.

A my, dorośli?
Czy nigdy, przenigdy nie wrzeszczymy, bo czegoś chcemy (albo nie chcemy)?
Żeby dziecko przestało wreszcie tłuc tą zabawką w stół?
Żeby pies przestał wydzierać się bez sensu, przecież to tylko sąsiad?
Żeby ten żółw przed nami w końcu ruszył, bo zaraz znowu będzie czerwone?
Terroryści... ;-)

środa, 4 czerwca 2014

Przyszło lato...

...ze słońcem wśród liści, z całymi dniami na drzewach.


Błoto można produkować do woli. Chociaż najlepsze błoto robi się tam, gdzie nie wolno robić błota. 


Dojrzały pierwsze czereśnie. 


To zdjęcie syn mi zrobił.


O, ten tutaj.


Kacper - od dziś bezjajnik ;-)


Chciałam napisać, że sielanka tylko na zdjęciach. Bo przecież nie jest lekko. Sielanka według słownika - niczym niezmącone, pogodne, spokojne i beztroskie życie. Nie, wbrew pozorom wcale tak nie jest. Bywa całkiem przeciwnie. Szczególnie w codziennej harówce z małymi dziećmi, kiedy wszędzie jest bałagan, wszędzie zabawki, szmaty, naczynia, nie ma czasu powiesić prania czy załadować zmywarki, nie mówiąc o tzw. czasie dla siebie. A przecież jeszcze wyjazdy, zarabianie pieniędzy, zwierzęta, ogród, psy, babcia, samochody (właśnie dziś się zepsuł), rowery, drewno, deszczówka, sianokosy... I jeszcze żeby nie zwariować. I jeszcze pamiętać o miłości.


Przeglądam jeszcze raz te zdjęcia. Jest sielankowo. Chyba wystarczająco sielankowo.